Acid Drinkers - "Amazing Atomic Activity"

Acid Drinkers - "Amazing Atomic Activity"
Gatunek: heavy/thrash metal
Data premiery: 17.05.1999
Wydawca: Metal Mind Production
Pochodzenie: Polska
Porównaj ceny płyty

Utwory:
1. Amazing Atomic Activity
2. You Better Shoot Me
3. Satisfaction
4. Cops Broke My Beer
5. Wake Up! Here Come The Acids
6. My Pick
7. She's Gonna Be A Porno Star
8. Justify Me (I Was So Hungry)
9. Home Submarine
10. House Full Of Reptiles
11.What A Day
12.Cigarettes
13.The Last Lap

Skład:
Titus - wokal, gitara basowa
Perła - gitara, chórki
Popcorn - gitara
Ślimak - perkusja







O utworach - Titus



Nie traktujemy tego śmiertelnie poważnie, boję się, że w ogóle nie traktujemy tego poważnie. Ma nas to głównie i wyłącznie bawić. Kiedyś próbowałem oczywiście walczyć, ideologicznie, tekstowo, ale mistrzem walki z różnymi rzeczami jest choćby Sweet Noise, im zostawiam pole bitwy na rock'n'roll'owej niwie. My traktujemy to jako dobrą zabawę.

Amazing Atomic Activity

„Ten numer powstał jako czwarty, była to jakaś czwarta próba, coś w tym stylu. Niestety, nic więcej nie powiem ci na temat tego kawałka, ponieważ powstał w zasadzie „na goraco"... Jest taki hmmm... yhhhhmmmm... nie wiem, k***a, absolutnie nic nie wiem. Musiałbym sobie przetłumaczyć na polski, bo za bardzo nie wiem o co tam chodzi (śmiech). Jest napisany bardzo dokładnie, żeby coś o nim powiedzieć, trzeba go po prostu przeczytać."

You Better Shoot Me

To numer Ślimaka, taaaa... to jest troszeczkę Ślimaka. To wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć. Z tekstem jest dokładnie tak samo, jest on bardzo enigmatyczny i chcę by taki pozostał.

Satisfaction

Cover w Acid Drinkers to stała sprawa, myślę, że właśnie ten utwór doskonale pasuje do reszty tej płyty. „Amazing Atomic Activity” miał być z gruntu płytą rock'n'rollową, dlatego nasz wybór odnośnie ,,Satisfaction" był, że tak powiem, niepodważalny... Zresztą poza tym wydaje mi się, że my z The Rolling Stones mamy wiele wspólnego. Wiesz, proste dźwięki, to samo spojrzenie na życie. Poza tym kiedy oni byli młodsi (śmiech), zachowywali się dokładnie tak, jak my teraz.

Cops Broke My Beer

To jest piosenka Perly. Mówi o tym... tu akurat wiem. Mówi o odsiadce Popcorna w pierdlu. Kiedyś zgarnęli go w New Jersey za picie piwa na ulicy, czyli w miejscu publicznym. To jedna z przygód na naszym „amerykańskim” graniu, kurwa, zabrali mu to piwo, nie rozbili, choć tytuł sugeruje co innego. Wiesz, takie głupie są tam przepisy...

Wake Up! Here Come The Acids

Typowo koncertowy kawałek. Poza tym nasz manifest tego, że zawsze lubimy się napić, lubimy imprezować... czasem do bardzo... późna. Czyli pobudka! Nadchodzą kwasożłopy!

My Pick

Perły w całości, jego muza, jego tekst. O co chodzi w tekście, nie mam zielonego pojęcia. Wiesz, chyba postanowiłem, że go przeczytam. Taaa, przeczytam go sobie!

She's Gonna Be a Porno Star

Czyli „Ona będzie gwiazdą porno”. O jakimś dziewczęciu, które chce się rozbierać przed kamerami i mieć z tego pieniądze. No i mieć jeszcze oczywiście z tego coś przyjemnego. Od tego numeru zaczęliśmy robienie całego „Amazing Atomic Activity”... Inspiracja nie padła tylko i wyłącznie ze strony Teresy Orlowsky, parę innych aktorek też jest w porządku! Muszę przyznać jednak, że obsada w filmach erotycznych nie robi mi prawie żadnej różnicy, oczywiście bez ekscesów! Nie pamiętam nazwisk, zwykle przelatuję całą listę aktorów i aktorek by od razu przejść do akcji.

Justify Me (I Was So Hungry)

Numer Popcorna. (...) „Zostawcie mnie, byłem głodny”, kawałek o małej próbie kradzieży, w pewnym sensie jest to piosenka. Bliżej nic niestety nie mogę powiedzieć...

Home Submarine

O! To jest alkoholowy manifest z dawnych czasów. Polegało to na tym, że zamykałem się w chacie, wyłączałem telefon i siedziałem z kumplem lub dwoma cały czas przy stole. Od rzutu do rzutu, rozumiesz? Nazwaliśmy to domową łodzią podwodną. Tyle, że się nie wynurzasz. Muza - Popcorn, do tego numeru były już przymiarki przy okazji „High Proof Cosmic Milk”. Jako tako dopiero przy okazji tej sesji „spasował” do reszty, wiesz, stylistycznie do całości materiału... Może znów ktoś mi zarzuci, że nakłaniam młodych ludzi do picia alkoholu, zresztą nie wiem, czy tak nie jest. Wiesz, nie mówię bezpośrednio: idź się nachlej, idź i zaćpaj i tak dalej. Jeśli chodzi o młodych ludzi, którzy przychodzą po koncertach i proponują mi masę alkoholu, to zawsze staram się napić z tym, który jest najbardziej dorosły. 16-stolatkom zdecydowanie odmawiam! ... A moja wątroba? Nie wiem, nigdy jej nie widziałem...

House Full of Reptiles

„Dom pełen gadów”, czyli kolejny manifest imprezowy. Gady i smoki to są moi znajomi, koledzy i przyjaciele, którzy właśnie zachowują się jak jaszczury albo warany, łażą, gryzą i machają ogonami. Powiem ci, że są to moje ulubione stworzenia. To jest mój numer, od razu słychać, że mój, konkretny riff i prosto do przodu. Może nawet trochę punkowy...

What a Day

To jest tekst Popcorna, dość buddyjski w swej wymowie, jeśli chodzi o fascynacje Darasa tego typu sprawami. Cała muza jest autorstwa Perełki...

Cigarettes

W tekście do tego numeru tak się zapędziłem, że jego sens musiałbym wydobywać wiele długich dni, jak ze studni głębinowej. Kawałek jest Perły.

The Last Lap

....czyli ostatnie okrążenie. To już najlepiej wiedziałby Perła, bo to on jest autorem. To był utwór z góry przeznaczony na digi pack, wiesz, takie prawdziwie „ostatnie okrążenie".
(Metal Hammer nr 7/1999)



Po latach


TITUS: Pierwsza płyta z Perła, od razu się dotarliśmy. Wszyscy rzucili się do komponowania. Nie jest równa, ale jest tu parę dobrych numerów.

POPCORN: Mieliśmy bardzo mało czasu. I Perła okazał się dominującą osobowością... Dobrze się tej płyty słucha, ale nie rzuca na kolana.

ŚLIMAK: Sytuacja nas zmusiła, żeby szybko wydać album - żeby pokazać światu, że zespół funkcjonuje, że się nie poddamy. Rzecz kompozycyjnie bałaganiarska, jednak ma swój urok. Mało spójna, ale przez to może nie jest nudna.
(Teraz Rock nr 5/2004)


Recenzje


Recenzja - Metal Hammer nr 7/1999

„Do You Think, I'm Thing Of A Past?” śpiewa Titus w pierwszym utworze z nowej płyty. Płyty, która, co tu dużo pisać - wzbudziła sporo emocji. Odejście Litzy z Acid Drinkers odbiło się przecież szeroką czkawką w szeregach wiernych acidowych fanów i z pewną dozą niepewności czekali oni na wyniki pracy nowego składu, z Perłą w roli gitarzysty. Przyznam, że sam byłem ciekaw „Amazing Atomic Activity”, ale już po pierwszym przesłuchaniu tego albumu stałem się zupełnie spokojny o dalsze losy Acid Drinkers. 

Ten krążek sprawił mi przyjemną niespodziankę - po szorstkich i perfekcyjnych brzmieniach „Kosmicznego Mleka” Titus i spółka wyraźnie mają teraz ochotę na trochę luzu. Do muzyki Acid Drinkers powróciła spontaniczność i szczera radość grania. I dobrze. Źle się bowiem dzieje, gdy zapomina się o muzycznych korzeniach, a na „Kosmicznym Mleku” jedynym tradycyjnym akcentem była przeróbka klasyka Creedence Clearwater Revival „Proud Mary”. Widocznie Acidzi postanowili nadrobić te zaniedbania, bo „Amazing Atomic Activity” przepełnia duch rockowej klasyki. Stąd też wspomniane wyżej pytanie Titusa nabiera szczególnego sensu. Bo przecież tym nowym albumem Acidzi udowadniają, że muzyczna przeszłość jest im bliska, że nie zapomnieli jak się gra prawdziwego rock'n'rolla. (…)

Otwierający album utwór tytułowy to porządny czad, z wariackimi gitarowymi riffami i równie zakręconym wokalem Titusa. Od razu rzuca się w uszy fakt, że do muzyki Acid Drinkers powróciła melodia - wszystkie numery z „Amazing Atomic Activity” fani bez problemu będą mogli śpiewać na koncertach. (...) 

Co ważne - nic na tej płycie nie jest zrobione na siłę. Co prawda od pierwszego do ostatniego dźwięku mamy tu do czynienia z pełnym profesjonalizmem, ale Titus i kompania prócz zawodowego podejścia do muzyki, oferują nam o wiele więcej - w tych nagraniach jest duch, jest sporo serca. Posłuchajmy choćby „Cops Broke My Beer” (na początku Titus podśmiewuje się z Popcorna) - przecież to zagrany z jajcem, klasyczny rock'n'roll, tyle że ubrany w mocne gitarowe riffy. Tak coś mi się wydaje, że Dziadek Lemmy byłby dumny... Zresztą na tym nie koniec tych Motörheadowych klimatów - nad „You Better Shoot Me” też unosi się duch Kilmistera. Co jeszcze? Ano, uważny fan dostrzeże na przykład muzyczny ukłon w stronę Black Sabbath - ,,Justify Me (I Was So Hungry)" i „Home Submarine” brzmią niczym nieznane utwory z płyty „Sabbath Bloody Sabbath”... (…) 

Aby tradycji stało się zadość - również na ten album trafiła kwasowa przeróbka klasycznego rockowego standardu. Tym razem padło na legendarne ,Satisfaction" wiadomego zespołu Fajnie się tego słucha, ale na „Amazing Atomic Activity” są lepsze utwory... Lepsze niż „Satisfaction” - spytacie? O niebo lepsze - odpowiem z satysfakcją. Ha!!!
Darek Świtała


Recenzje - Brum 7-8/1999 (dwa skrajnie odmienne punkty widzenia)

Nowy album kwasopijców może zdenerwować. Każdy, kto oczekiwał kontynuacji „High Proof...” będzie zdziwiony. Zniknęły eksperymenty, transowe rytmy i oryginalne rozwiązania. Duch progresji poleciał straszyć do innego zamku. Czy to dobrze? Titus podkreślał w wywiadach, że jest tylko scenicznym rozrabiaką i ten materiał potwierdza te słowa w stu procentach. Prosta formuła rock'n'rollowego grania powróciła i słychać wyraźnie, że w niej muzycy czują się naprawdę dobrze. Z nagrań bije wręcz radość grania, chłopaki aż wyrywają się na koncert, aby dać czadu...

Zapędziłem się... Czy naprawdę płyta jest tylko nieskomplikowana dawką rocka? Czy Motörhead był jedyną inspiracją, która pchnęła do nagrania płyty? Nowy materiał nie jest jednorodny, tym razem jednak muzycy nie wysilali się, próbując zrobić coś z niczego, tylko sięgnęli wstecz, inspiracji szukając w przeszłości zespołu. I tutaj właśnie ukrywa się duch Acida. Płyta w porównaniu z poprzedniczką jest o wiele luźniejsza, wesoła, a przeszłość, która jest wyraźnie słyszalna w tych nagraniach, nie robi wrażenia plagiatu, a jedynie wciąga w zabawę, która jest mottem „Amazing...” Słuchamy więc płyty, co i raz odkrywając rozwiązania rodem z „Infernal...”, gdzieś tam przemknie rytm z „High...”, słychać wczesne płyty zespołu, punk-thrashowe korzenie... Czasem kawałek rozpoczyna się obiecująco nowocześnie („Wake Up! Here Come The Acids”) po to, by zaraz uciec w skocznego rockera. Początek „You Better Shoot Me” przyjemnie kojarzy się z kolei ze Slayerem... Dość. Tej radości z wędrówki po płycie każdy musi doświadczyć sam. Jedno jest pewne - Acids są na nowym krążku o wiele bardziej autentyczni niż kiedykolwiek i o ile kiedyś mogli drażnić muzycznymi żartami, psującymi odbiór poszczególnych płyt, tak teraz znaleźli złoty środek, dzięki któremu materiał jest wyważony i nie ma na nim przegięcia w żadną stronę. Rasowa płyta dla rasowych fanów. Oczywiście z rodowodem i medalami...
Arek Lerch


Dopiero na „Amazing Atomic Activity” okazuje się, jakim dramatem dla Acid Drinkers było odejście Litzy. Różnica jest widoczna na pierwszy rzut ucha - słuchając materiałów wcześniejszych wyczuwa się momentalnie iskrzące zderzenia tradycyjnych motörheadowskich pomysłów Titusa i, zawsze reagujących na najświeższe trendy muzyczne, patentów Litzy. To iskrzenie wywoływało eksplozję – pod podszewką prostego czadu dla prostej młodzieży – udawało się Acidom zawsze przemycać wątki progresywne, spokojnie mieszczące się w światowej średniej nowoczesnego metalu. Tym nawet cenniejsze, że z drugiej strony osadzone przez Titusa w rozwiązaniach tradycyjnych, nie śmierdziały tanim koniunkturalizmem. Efekty bywały imponujące - „Infernal Connection” czy „High Proof Cosmic Milk” to albumy, które można uznać za kanon polskiego metalu, których słuchanie do dzisiaj może wywoływać dreszcz emocji. Tymczasem sięgając po którąś z pierwszych czterech płyt zespołu nie reagujemy inaczej niż z pobłażliwym uśmiechem i podświadomym komentarzem: „zabawne, stare granie”.

„Amazing Atomic Activity” najlepiej jednak zestawić z „The State Of Mind Report”. Koncepcyjnie oba materiały miały z założenia sięgać do korzeni, być świadomie wtórne i archaiczne. Nie ma tu większego znaczenia, że „The State...” miał sięgać do korzeni thrashu, a „Amazing...” heavy metalu. Ma natomiast znaczenie, że na „The State...” cofnięcie się wstecz nie równało się odrzuceniu wszystkiego, co przez ostatnie dziesięć lat wydarzyło się w metalu. Przeciwnie - wykorzystywało zupełnie współczesne rozwiązania brzmieniowe i przede wszystkim rytmiczne - mimo wszystko tworzyło z niej płytę bardzo dobrze wpasowaną w koniec lat 90. „Amazing...” natomiast jest cofnięciem od razu dwadzieścia lat wstecz i, co gorsza, sprowadzeniem uroku ówczesnej muzyki do prostego rock'n'rolla, który sam z siebie broni się roztoczonym wokół nimbem klasyki. Skoro Motörhead porywa do dziś, znaczy to, że grając jak Motörhead, też będziemy porywać i nikt się nie przypieprzy, bo przecież gramy rock'n'rolla - podejrzewam, że takie założenie przyświecało zespołowi. Moim zdaniem, klęska na całym froncie. Przede wszystkim nikt oprócz Titusa nie czuje w zespole takich klimatów. Grają tak, jak wyobrażają sobie rock'n'rolla - nie mogę się oprzeć wrażeniu - na siłę upraszczając swój sposób gry i męcząc się przy tym niemiłosiernie. Z tego umęczenia wynika największa wada materiału - kompletny brak kopa. Utwory, kompozycyjnie bardzo poprawne i nie odbiegające poziomem od nagrań z Litzą, przez wykonanie bez przekonania stają się miałkie, płaskie i nie przykuwające uwagi. 

Symbolem przeciętności tej płyty jest kower „Satisfaction” i chórki w „Cops Broke My Beer”, brzmiące jak okrzyki bandy zaćpanych przedszkolaków. Krótko mówiąc płyta nagrana niepotrzebnie i prawdopodobnie jedna z najgorszych produkcji zespołu.
Wojtek Wysocki










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz