Koncert Kabanos - Wrocław, Madness, 10.10.2012

Ten tekst tylko częściowo będzie relacją z koncertu. Występ Kabanosa we wrocławskim klubie Madness to pretekst, żeby przybliżyć twórczość tej grupy tym, którzy nie mieli jeszcze okazji się z nią zapoznać. Bo mimo że zespół staje się coraz popularniejszy i coraz bardziej medialny, to wciąż jeszcze wielu fanom rocka i metalu (nie wspominając o zwolennikach innych gatunków muzycznych) słowo kabanos kojarzy się wyłącznie z cienką, pomarszczoną kiełbasą. Inni coś tam niby słyszeli, ale potraktowali jako niepoważny wybryk i zignorowali. A przecież rock czy metal to nie jest muzyka poważna.

Kabanos to specyficzna kapela (sami zresztą reklamują się hasłem "Zespół taki sam jak żaden"), która powstała dość dawno, bo 15 lat temu jako żart nastolatków. Nie umieli jeszcze grać na żadnym instrumencie (śpiewać nie potrafią do dziś, ale to nikomu nie przeszkadza), więc "pożyczali" muzykę z różnych rockowych i metalowych utworów i miksowali ją ze swoimi absurdalnymi tekstami – w ten sposób powstały dwie płyty z nietypowymi coverami. Dzięki Kabanosowi polskich wersji doczekały się np. takie utwory jak "Nookie" Limp Bizkit ("Ciasteczko") czy "The Final Countdown" Europe ("Masturbazione"). Z czasem członkowie zespołu nauczyli się grać (tudzież pojawili się nowi, już z umiejętnościami) i zaczęli tworzyć własne piosenki.

Promowana w tym roku na koncertach płyta "Kiełbie we łbie" jest trzecim autorskim albumem grupy (wydanym, jak wszystkie poprzednie, własnym sumptem). To najdojrzalsze i najciekawsze jak dotąd dzieło Kabanosa, które pokazuje, że zespół się rozwija i ma coś do powiedzenia muzycznie. Mniej tu prostych, skocznych numerów numetalowych i hardcore’owych, więcej przemyślanych kompozycji z częstymi zmianami tempa i nastroju i naprawdę dobrymi riffami. W wokalach też słychać postęp – fałsze Zenka i jego charakterystyczny sposób artykulacji (coś pomiędzy żulem a kilkuletnim dzieckiem) były i są nadal największym znakiem rozpoznawczym Kabanosa, ale mam wrażenie, że teraz trochę częściej trafia w odpowiednie dźwięki, poza tym coraz lepiej wychodzi mu śpiewanie "pod Serja Tankjana".

Rzut oka na skład i już wiemy, że nie jest to kapela, która swoją twórczość traktuje śmiertelnie poważnie (Zenek Kupatasa – wokal, Mirek Łopata - gitara, Lodzia Pindol - gitara, Ildefons Walikogut – bas, Witalis Witasroka – perkusja). A sądząc tylko po tytułach utworów, można stwierdzić, że teksty traktują głównie o jedzeniu ("Kaszanka", "Zupa kalafiorowa", "Buraki"), zwierzętach ("Ptaszek", "Motyl", "Świnie w pierzynie") albo jedzeniu i zwierzętach ("Psy, krowy i kapusta"), czasami też o misiach, kwiatkach i innych tyleż przyjemnych co przyziemnych zjawiskach. Jednak za dziwacznymi słowami piosenek kryją się całkiem konkretne przemyślenia o miłości ("Pancerz", "Ptaszek", "Baba i dziad") czy o tym, jak ważna jest wiara we własne siły i upór w dążeniu do celu ("Czołg", "Motyl", "Bagno"). Niewłaściwy obraz zespołu mają więc zarówno przeciwnicy, którzy nie trawią (nomen omen) Kabanosa ze względu na zbytnią jajcarskość, jak i sympatycy, do których ten absurdalny humor trafia, jednak odbierają przekaz zbyt dosłownie, nie znajdując w nim drugiego dna.

Tyle tytułem wstępu, teraz słów kilka o wYstępie. Koncert był częścią trasy promującej wydany kilka miesięcy wcześniej album "Kiełbie we łbie", dlatego połowę setu stanowiły kawałki z tej płyty. Choć nowe, to już sprawdzone i do tego stopnia popularne, że dwa z nich pojawiły się nawet jako bisy, wypierając hity z poprzednich krążków. "Buraków" publiczność domagała się już w połowie występu, co, jak zapewnił Zenek, stało się regułą. – Na każdym koncercie przychodzi taki moment, że ludzie zaczynają nas wyzywać od buraków – powiedział wokalista. Zanim jednak gromko odśpiewaliśmy słynny już refren "Mam na to wszystko wyjebane", usłyszeliśmy kilka starszych utworów, m.in. "Ptaszek", "Chmurki", "Jagoda", a nawet "Świnie w pierzynie". Przed "Zupą kalafiorową" Zenek sprawdził, czy znamy przepis na tytułowe danie (dla niewtajemniczonych – przepis ten jest częścią tekstu). Z kolei przed "Czołgiem" wymusił na wszystkich (pod groźbą śmierci w ciągu kilku dni) wykonanie akcji, którą spopularyzował Slipknot, czyli kucnięcie i wyskoczenie w górę na komendę. W tym wypadku zamiast slipknotowego "Jump the fuck up!" było kabanosowe "Poszli w pole!". 



Fani przynieśli flagę z napisem "Kabanos santo subito" – Zenek zauważył, że to ta sama, która powiewała wśród publiczności podczas ich występu na Woodstock. Wokalista podziękował tym, którzy wsparli zespół podczas eliminacji do Przystanku, właśnie we Wrocławiu (przynajmniej 90% publiczności przyszła wtedy na Kabanosa, co zdecydowanie zaważyło na werdykcie jurorów). 

Bisy rozpoczęły się od najstarszego utworu, pochodzącego jeszcze z ery kasetowej (w pierwotnej wersji został zmontowany i nagrany za pomocą zwykłego magnetofonu). "Kaszanka", bo o nim mowa, to jeden z niewielu kawałków Kabanosa, których tytuł w pełni oddaje treść i, jak powiedział Zenek, jedyny tekst, którego nigdy nie pomylił. 

To właśnie w koncertach tkwi fenomen zespołu. Luzu i spontaniczności muzyków, energii, która uwalania się na żywo i świetnego kontaktu z publiką  może pozazdrościć niejeden "poważny", profesjonalny band. Tutaj wszelkie niedociągnięcia czy braki techniczne przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Kto nigdy nie był na koncercie Kabanosa, ten nie zrozumie, o co w tym wszystkim chodzi.




Setlista:

Baleron w kartoflach pod keczupem
Baba i dziad
Motyl
Psy, krowy i kapusta
Klocki
Ptaszek
Chmurki
Jagoda
Zupa kalafiorowa
Świnie w pierzynie
Pancerz
Czołg

Kaszanka
Rakieta
Buraki


Wideo: Tomasz Dudzik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz