"Re-Machined – A Tribute To Deep Purple’s Machine Head" - recenzja

Re-Machined – A Tribute To Deep Purple’s Machine Head
Być może młodszym fanom rocka i metalu hasło Machine Head kojarzy się jedynie z popularnym amerykańskim zespołem dowodzonym przez Roba Flynna. Starsi wiedzą jednak, że to przede wszystkim tytuł najsłynniejszej płyty Deep Purple i zarazem jednej z najsłynniejszych płyt w historii rocka. OK, wiem, że zagorzali fani Purpli potrafią takich najlepszych albumów swoich ulubieńców wymienić co najmniej trzy. Ale to właśnie na "Machine Head" znalazł się rockowy klasyk nad klasyki, czyli "Smoke on the Water".

W czterdziestą rocznicę wydania tego krążka ukazała się kompilacja "Re-Machined - A Tribute To Deep Purple’s Machine Head", na której znalazły się covery utworów z rzeczonego albumu w wykonaniu takich wyjadaczy jak Metallica, Iron Maiden, Joe Satriani (wraz z Chickenfoot), Steve Vai czy Carlos Santana. Można powiedzieć - plejada gwiazd. I to wyróżnia tę składankę na tle innych muzycznych hołdów. Jak te gwiazdy poradziły sobie z absolutną klasyką?

Z jednej strony mamy klasyczne wykonania, usiłujące zachować ducha oryginału i ogólnie lat 70., z drugiej - próby nadania tym utworom nowego charakteru. Do tej pierwszej grupy zaliczają się dwie wersje „Highway Star” - jedna zagrana przez Chickenfoot , druga przez Glenna Hughesa, Steve’a Vaia i Chada Smitha. Były członek Deep Purple, wspomniany Glenn Hughes, zaśpiewał też w "Maybe I’m a Leo" - tu również jest bardzo klasycznie i bluesrockowo. Ale najbardziej retro brzmi "Lazy", pod którym podpisali się Jimmy Barnes i Joe Bonamassa. Ten kawałek daje spore pole do popisu, bo w dużej części składa się z solówek gitarowych i klawiszowych. Mocno wyeksponowany Hammond, charakterystyczne dla tamtego okresu brudne brzmienie gitary, no i te wokalizy - coś między Ianem Gillanem a Brianem Johnsonem z AC/DC. Całość brzmi, jakby była nagrana w latach 70. 

Najbardziej zgwałcone zostały za to "Pictures of Home" (Black Label Society) i "Smoke on the Water" (Flaming Lips). O ile aranżacja BLS wypada całkiem nieźle (zmieniony rytm, zwrotka bez gitary elektrycznej, z ledwo słyszalnym akustykiem w tle, ale wszystko pozostaje w starym, hardrockowym klimacie), o tyle spacerockowa wersja "Dymu na wodzie" zupełnie nie pasuje do całości i jest największym zgrzytem na "Re-Machined". Nie wolno robić czegoś takiego z takim utworem! Myślałem, że "Smoke on the Water" nie da się zepsuć - Flaming Lips ta sztuka niestety się udała. I nie jestem konserwatystą, bo thrashową przeróbkę, która znalazła się na "Dirty Money Dirty Tricks" naszego rodzimego Acid Drinkers uważam za bardzo udaną. Na szczęście "Smoke" pojawia się tu jeszcze raz - wersja Carlosa Santany z Jacobym Shaddixem na wokalu jest "normalna", choć też nie do końca satysfakcjonująca. To wykonanie znamy zresztą z płyty "Guitar Heaven", którą gitarzysta wydał w 2010 r. Jacoby śpiewa tylko poprawnie (do Papa Roach się nadaje, do takiej klasyki już mniej, choć wstydu nie ma), a Carlos za bardzo się panoszy i niepotrzebnie wtyka solowe partie, gdzie tylko może. Szkoda, że zamiast walczyć z wokalistą o uwagę słuchacza w trakcie zwrotek i refrenów, nie popracował nad główną solówką, bo ta w jego wykonaniu jest nijaka i nie umywa się do Blackmoore'a.

Gdzieś pośrodku plasują się wykonania Iron Maiden i Metalliki. Maidenowe "Space Truckin’" wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie brzmi maidenowo, przynajmniej jeśli chodzi o gitary, bo basu Harrisa chyba nie sposób pomylić z żadnym innym. Nie wiem, czy nagrali wszystko na setkę, ale tak to brzmi – trochę jak nagranie z próby, co zresztą wcale mi nie przeszkadza, bo udało im się oddać koncertową energię i za to duży plus. A drugi plus dla Bruce’a Dickinsona, który nieźle sobie poszalał wokalnie. 

Mimo że Metallica covery robić potrafi, a i w balladach nie ma sobie równych, to obawiałem się, że tym razem nie dadzą rady - "When a Blind Man Cries" to wbrew pozorom spore wyzwanie wokalne. James Hetfield wypadł jednak zaskakująco dobrze - dawno (nigdy?) nie śpiewał w tak przejmujący sposób. Oczywiście całość została przetransponowana na metalliczny styl, zwłaszcza w końcowej części, ale piękno tej kompozycji nie ucierpiało, wręcz przeciwnie - udało się z niej wycisnąć jeszcze więcej smutku i chłodu. Ciekawostka - "When a Blind Man Cries" znalazł się dopiero na reedycji "Machine Head", a pierwotnie ukazał się tylko na singlu - tak, takie perełki zamieszczano kiedyś na stronach B singli!

Nie tak łatwo coverować taki zespół jak Deep Purple, nawet jeśli od lat należy się do tuzów rockowego czy metalowego grania. Na szczęście większość artystów nie zawiodła i wyszła z tej konfrontacji obronną ręką. Po części dlatego, że te utwory, mimo że powstały przeszło 40 lat temu, nadal bronią się same, pod warunkiem, że nie próbuje się wynaleźć koła na nowo. Każdy z wykonawców siłą rzeczy odcisnął na nich, w mniejszym lub większym stopniu, swoje piętno, co dla zwolenników poszczególnych kapel jest zjawiskiem pozytywnym, dla fanów Purpli już niekoniecznie, bo zawsze będą porównywać do oryginału i zawsze ten oryginał będzie dla nich lepszy - niezależnie od tego, czy ktoś wywróci jakiś utwór do góry nogami, czy będzie się starał mocno trzymać pierwowzoru. Ale ten album to przecież nie prezent dla wielbicieli Gillana i spółki, ale raczej lekcja rockowej klasyki, podana w uwspółcześnionej formie, w brzmieniach nieco bardziej przystępnych dla młodszych słuchaczy. Kto wie, może dzięki "Re-Machined" sięgną po raz pierwszy po płyty Deep Purple. Bo mimo że np. Metallica czy Iron Maiden młodymi kapelami już dawno nie są, to wciąż przybywa im nastoletnich fanów, którzy nie do końca wiedzą, jaka muzyka inspirowała ich ulubieńców i jak się kiedyś grało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz