Slayer - "South of Heaven"

Slayer - "South of Heaven"

Gatunek:
thrash metal
Data premiery: 5.07.1988
Wydawca: Def Jam
Pochodzenie: USA
Porównaj ceny

Skład:
Tom Araya - wokal, bas
Jeff Hanneman - gitara
Kerry King - gitara
Dave Lombardo - perkusja

Produkcja: Rick Rubin 

Utwory:
1. South of Heaven (sł. Araya / muz. Hanneman)
2. Silent Scream (Araya / Hanneman, King)
3. Live Undead (Araya, King / Hanneman)
4. Behind the Crooked Cross (Hanneman / Hanneman)
5. Mandatory Suicide (Araya / Hanneman, King)
6. Ghosts of War (King / Hanneman, King)
7. Read Between the Lies (Araya, King / Hanneman)
8. Cleanse the Soul (Araya, King / Hanneman)
9. Dissident Aggressor (Judas Priest cover)
10. Spill the Blood (Hanneman / Hanneman)


„South of Heaven” znalazł się na 57. miejscu listy sprzedaży, a w 1992 roku doczekał się w USA statusu złotej płyty. Był to jedyny album, który zespół omawiał, zanim zaczął pisać na niego muzykę. Jeff Hanneman powiedział magazynowi Decibel: „Wiedzieliśmy, że nie przebijemy Reign in Blood, więc musieliśmy zwolnić. Wiedzieliśmy, że cokolwiek byśmy zrobili, będzie porównywane do tamtego albumu i pamiętam, że rzeczywiście dyskutowaliśmy na temat wolniejszego grania. To było dziwne – nie robiliśmy tego nigdy wcześniej ani później.”

Hanneman jest autorem prawie całej muzyki na albumie. Podczas procesu komponowania Kerry King był przez większość czasu nieobecny ze względu na ślub i przeprowadzkę do Phoenix. Pewnie dlatego nie przepada za tym albumem. Magazynowi Decibel powiedział: „Gdy South of Heaven się ukazał, nie polubiłem go tak bardzo jak Reign in Blood, ponieważ uważam, że Tom stonował swój śpiew, albo raczej dodał zbyt dużo śpiewu. Szczerze mówiąc, to jeden z moich najmniej ulubionych albumów Slayera. I nigdy nie graliśmy Behind the Crooked Cross, bo Jeff go nie znosi. To nie jest mój ulubiony utwór, ale zawsze chciałem go zagrać, bo ma fajne intro. Ale w porządku – są utwory, które on chce grać, a ja je zawsze odrzucam.”

Z kolei w wywiadzie dla Metal Maniacs King powiedział: „Nienawidzę Cleanse the Soul. To według mnie jeden z czarnych punktów w naszej historii. Po prostu uważam, że jest, kurwa, okropny. Nie znoszę otwierającego riffu. To coś, co nazywamy 'szczęśliwym riffem'. Jest jak 'la-lala-la-la-la'. Nie wyobrażam sobie siebie grającego to, ale lubię późniejszą część, gdy robi się ciężej.”

Tom Araya twierdzi, że album zyskał z czasem: „… nie był zbyt dobrze przyjęty, ale myślę, że dojrzał w każdym później. To było coś, co celowo zrobiliśmy inaczej, nie był szybki i nie miał tego efektu Reign in Blood. Zawsze lubiłem utwór tytułowy i Mandatory Suicide – i to są te dwa kawałki, które ludzie zawsze chcą usłyszeć. (Decibel)

Ciekawostką jest fakt, że zdjęcie zespołu, które znalazło się na tylnej części okładki, zostało zrobione w okresie wydania „Reign in Blood”.





Recenzje



Metal Hammer UK nr 15/1988 (ocena: 5/5):

„...And Justice For All” będzie z pewnością najlepiej sprzedawanym thrashmetalowym albumem tego roku. „Frolic Through the Park” prawdopodobnie będzie najbardziej eksperymentalnym. „South of Heaven” będzie po prostu najlepszy. Zróbcie hałas!

Slayer wykracza poza gatunek w taki sposób, że bliżej mu do minimalistycznych dźwięków albumu „Radio” L.L. Cool J produkowanego przez Ricka Rubina niż do większości thrashowych kapel, które przesadzają ze swoim klinicznym wiwisekcyjnym brzmieniem. Tylko Rick Rubin mógł wyprodukować „South of Heaven” i tylko Def Jam mogła go wydać.

„South…” jest jak kraksa samochodowa. Niezależnie od tego, jak wstrząsająca jest to masakra, nie możesz się oprzeć i patrzysz, albo w tym przypadku słuchasz. Bez względu na kwestie moralne ludzkiej fascynacji wynaturzeniami i szpetotą, ta fascynacja istnieje i Slayer ujmuje ją perfekcyjnie. Od samego początku, czyli od złowieszczego, nihilistycznego tytułowego utworu, wykładają karty na stół, pokazując, że to nie jest „Reign in Blood vol 2”. Chirurgicznie precyzyjne riffy w intro tną jak skalpel. To jest heavy metal w najczystszej, najbardziej autentycznej formie.

Na „Silent Scream” wracają do obalania tradycyjnej rockowej narracji za pomocą litanii ekstremalności. To ewangelia według Slayera i kazanie prosto z Księgi Apokalipsy. Ten album jest bardziej kompletnym bytem niż „Reign in Blood”, ale brakuje mu trochę tej znieczulicy poprzednika. Wciąż jednak przypomina patrzenie prosto w próżnię. Ostatnia linijka „Spill the Blood” brzmi „Mam twoją duszę”, ale tak naprawdę nie ma zespołu bardziej bezdusznego niż Slayer. (…)

„Dissident Aggressor”, cover Judas Priest ma mniej więcej 1% komercyjności „Anarchy…” w wersji Megadeth. Umieszczenie go na liście przebojów jest tak samo prawdopodobne jak zrobienie wideo pełnego scen wypruwania flaków, co nie jest znowu tak nierealne, jeśli nadal będą tworzyć albumy takie jak ten.


Thrash 'Em All nr 7-8/1988 (ocena: 12/12):

W opiniach wyrażanych przez zespół przed tą płytą pojawiło się stwierdzenie, że będzie „gotycka”. Zgadzam się. Jest jak te gotyckie katedry na okładce - ciężka i podniosła, prosta architektonicznie o konsekwentnie dobieranych stałych ozdobnikach oraz nienagannej technicznie konstrukcji. Jest niby taka sama jak poprzednie, a jednak inna. Wokal Tomcia stracił na agresywności, także gitary są jakby za mało widoczne, przytłumione, co stanowi błąd realizacyjny. Dziwię się, że po tak wspaniałej robocie jaką było „Reign In Blood” Rick Rubin pozwolił sobie na takie błędy. Mimo tych zastrzeżeń album jest wyśmienity. „South Of Heaven” ma zapewne pokazać, iż SLAYER może się poruszać z równą jak dotąd swobodą w bardziej klasycznych rejonach. Między innymi dlatego sięgnięto po „Dissident Aggressor” JUDAS PRIEST i użyto gitar klasycznych (!) w „Spill The Blood”. Zaskakującym i niespotykanym manewrem jest intro do „Ghost Of War”, które jest cytatem z ostatniej płyty. Ślepa miłość do SLAYERA każe dać tej płycie maksymalną liczbę punktów, ale te wady… No, kompromisowo 11,9999.
Rafał Kwiatkowski


Non Stop nr 12/1988 (ocena: 4,5/5):

Najpierw okładka. Tył. (…) Fantastyczne zdjęcie. Oni wypracowali sobie dość kontrowersyjny image, który ta fotka świetnie odzwierciedla. Cztery ponure, nieprzyjazne, wręcz wrogie, pogardliwe spojrzenia. I podpisy, same nazwiska, bez imion chrzestnych. Teraz front. Na przełomie XV i XVI w. malował przerażająco piękne obrazy geniusz o pseudonimie Hieronymus Bosch, musiał chyba zmartwychwstać i podpisać ze Slayerem umowę na projekt okładki. Pieniądze czynią cuda. Kolej na wkładkę. Masz tu zestaw przygnębiających metalowych poematów, obsesyjne opisy wszelkich rodzajów gówna, które oblepia ludzkie bydło. To bardzo mocne, programowo obraźliwe teksty, które na pewno wywołają wiele kontrowersji i nieporozumień. (…) No i muzyka. Cięższa niż metr sześcienny ołowiu, z mnóstwem przesterowań i zniekształceń. Paradoksalnie odpychająca i przyciągająca. Chora i mroczna, a równocześnie wykonana błyskotliwie, zwłaszcza w partiach gitar. Niełatwa w odbiorze, nie dlatego, że głośna, niemelodyjna, brutalna.
Krzysztof Wacławiak


Rolling Stone – 100 najlepszych metalowych albumów wszech czasów:

Po tym jak 'Reing in Blood' uczynił ich najszybszym, najbardziej przerażająco wściekłym zespołem thrashowym, pojawiło się pytanie „Co dalej?” (...) Zdecydowanie zagrali wolniej. Mimo że utwór tytułowy rozpędza się i podwaja swoje tempo, wydaje się komfortowym kłusem w porównaniu z furią na dwie stopy, jaką był „Angel of Death” na„'Reign in Blood”. Jednak dostojny, przypominający brzmienie sitaru riff otwierający utwór tytułowy jest bardziej upiorny niż którykolwiek kawałek na poprzedniku, jest też coś chorobliwego w harmoniach podwójnej gitary otwierającej „Mandatory Suicide”. Na tej płycie Slayer udowodnił, że to kompozycje, nie tylko szybkość i wytrzymałość, sprawiły, że ta muzyka się liczy. Wolniejsze tempa stworzyły Hannemanowi i Kerry'emu Kingowi pole do bardziej zróżnicowanych i ekspresyjnych solówek, co było wisienką na torcie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz