My Dying Bride - "34.788%... Complete"

My Dying Bride - "34.788%... Complete" recenzja
Gatunek: doom metal
Data premiery: 6.10.1998
Wydawca: Peaceville Records
Pochodzenie: Wielka Brytania
Porównaj ceny

Utwory:
1. The Whore, the Cook and the Mother
2. The Stance of Evander Sinque
3. Der Überlebende
4. Heroin Chic
5. Apocalypse Woman
6. Base Level Erotica
7. Under Your Wings and into Your Arms

Skład:
Aaron - wokal
Andrew - gitara
Calvin - gitara
Ade - bas
Bill - perkusja

Muzycy sesyjni:
Michelle Richfield - wokal w "Heroin Chic"
Keith Appleton - instrumenty klawiszowe


Tytuł


Cyfry w tytule pochodzą ze snu gitarzysty zespołu, Calvina Robertshawa. Dokładnie wyjaśniał to Aaron Stainthorpe w rozmowie z Metal Hammerem: - Pojawiły się one we śnie Calvina, zupełnie nieprawdopodobnym, w którym Calvin doświadczył przepowiedni o końcu świata. Te ponad 34% to czas, który rodzaj ludzki spędził już na Ziemi. Zostało nam więc nieco ponad 60%, jeszcze sporo. Ale najdziwniejsze jest to, że Calvinowi śniło się, jak bardzo nowoczesne technologie, komputery, uprzemysłowienie przyśpieszają życie człowieka. Czyli tak naprawdę nie możemy liczyć na owe 60%, tylko na około 20, bo trzeb auwzględnić coraz większe tempo egzystencji. Zabijamy się przez technologie. Wkrótce wszystko wokół nas zarządzane będzie przez komputery. A jeśli coś się zdarzy i komputery wysiądą, nasze zależne od nich życie również się skończy. Powolne umieranie zacznie się w chwilę po śmierci maszyn. Zaczęło się więc odliczanie do końca świata. (Metal Hammer 10/1998)



Recenzje


Metal Hammer 10/1998 (ocena: 4/5)

Trudny to materiał, po kilku pierwszych wysłuchaniach niełatwo go klasyfikować i oceniać. Słychać dużo nowości. Zespół wyszedł poza swój smutno-rozpaczliwy styl, zerkając w stronę przestrzeni rocka konceptualnego (w „Heroin Chic” Aaron w duecie z pewną damą podśpiewuje „na na na” na podkładzie blach perkusyjnych, trochę a la połączenie ostatniego Tiamat i naszego Undish w sosie pinkfloydowym). Ma też sporo z doświadczeń grunge, nawet brit-popu oraz (tego nie da się ukryć) obserwuje bacznie co dzieje się w ogródku kolegów z Paradise Lost. Fanów MDB zaskoczą brzmienia, głównie eksperymenty gitarowe. Jest też dużo klawiszy. Ważnych, więc ciekaw jestem, co po odejściu Martina będzie działo się na scenie... Fakt, nie ma już w tej muzyce miejsca dla skrzypiec, ale parapet pracuje z dużą częstotliwością.

Album, wraz ze swym apokaliptycznym przesłaniem, ma w sobie bardzo ciekawy, gęsty klimat, bliski muzyce filmowej. Nie sposób zaprzeczyć, że MDB dołączyło do grona metalowych eksperymentatorów, obok swoich ziomków z P.L. i Anathemy, obok Tiamat... Ważne jest jednak, że ekipa Aarona nie zatraciła się zupełnie w komputerowo-brzmieniowych eksperymentach. „Bajery” i klimat są otoczką dla kompozycji gitarowych - a te są już rozpoznawalne i niewątpliwie nie wykraczają poza typ grania znany z poprzednich płyt My Dying Bride.

Najbardziej kombinuje Aaron. Melodeklamacje, szepty, pomruki, jakieś podśpiewywania, przestery na głosie - nigdy tego nie robił. Odarł też trochę swój głos z owej właściwej tylko jemu rozpaczy. Wyszło przy okazji na jaw, że Aaron nie ma tak dużych możliwości wokalnych jak chociażby Nick Holmes. To jednak w tej konwencji nie przeszkadza, bo dużo dzieje się w sferze instrumentalnej. Nie wiem tylko, na ile fani My Dying Bride potraktują ten album jako „swój”. Mają chyba mniejszy problem niż zwolennicy Tiamat i Paradise Lost, ale nie znaczy to, że nad wszystkimi zmianami można tu spokojnie przejść do porządku dziennego. Najbliższy „starociom” jest chyba „Base Level Erotica”, ale też uważny słuchacz może doszukać się naleciałości rodem z poczynań Depeche Mode. Ale może się czepiam...

Do nowej płyty MDB na pewno jednak trzeba się przyzwyczaić, oswoić z jej zawartością. Nie jest tak chwytliwa jak dwie poprzednie, ani też tak jednorodna jak one. Ma chyba jednak w sobie więcej materiału do refleksji, więcej do „trawienia” dla słuchacza.
Remo


Metal Side nr 2/1998 (ocena: 10/10)

Z jednej strony jest to nadal My Dying Bride, mroczny, chory i nieodgadniony, ciężki do granic wytrzymałości i rozpalony erotyzmem. Jednak ta płyta nie da się porównać z niczym, co ten zespół nagrał do tej pory. Ba, powiem więcej, nowy materiał brytyjskiego kwintetu jest absolutnie przełomowy dla tego wszystkiego, co wydarzyło się w tzw. doom metalu od czasu, gdy Candlemass wydał swój debiutancki album. Podczas gdy muzyka zespołu rozgrywała się do tej pory w dwóch, trzech płaszczyznach, tutaj mamy tak skomplikowaną treść dźwiękową, że można pokusić się o oznaczenie tej płyty nalepką „mega progresywna muzyka”. Może nie jest to muza tak rozpaczliwie depresyjna i ascetycznie surowa. Wszak takie płyty firmowało zawsze logo zespołu. Jest to płyta bardzo niepokojąca, dręcząca zakończenia nerwowe. Jest jak senny majak, jak głaz ciągnący cie w mroczną pustkę. Wszechobecną melancholię zastąpił cywilizacyjny zgiełk („Under Your Wings...”,), jęk umierającego świata („The Stance Of Evander Sinque”), kosmiczny chłód („Apocalypse Woman”) i cybernetyczny trans („Heroin Chic”). Dodajcie do tego mocno zróżnicowany jęk Aarona, fantastyczną produkcję, a otrzymacie właśnie album „34. 788 %”. Stopień rozwoju cywilizacyjnego, geniusz końca wieku.
Dar(e)k


Brum nr 1/1999

Na poletku metalowo-gotyckim My Dying Bride nie znajduje sobie równych. Może dlatego, że metalu w muzyce zespołu jest coraz mniej. Najwyraźniej widać to na najnowszym krążku grupy, zatytułowanym „34,788%”. W składzie zespołu zabrakło skrzypiec. Lukę po nich po części wypełniają klawisze, po części operujące rozmytymi brzmieniami gitary. Płyta zdominowana jest przez senne, psychodeliczne brzmienia i pełna mrocznego, tajemniczego klimatu. Transowa atmosfera utworów przywołuje mi na myśl dokonania Pink Floyd okresu „Set the Controls”. Wspaniały album łączący psychodelię, metal i gotycki klimat w jedno.
maniac


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz