Slayer - "Divine Intervention"

Slayer - "Divine Intervention"

Gatunek:
thrash metal
Data premiery: 27.09.1994
Wydawca: American Recordings
Pochodzenie: USA
www.slayer.net

Utwory:
01. Killing Fields
02. Sex. Murder. Art.
03. Fictional Reality
04. Dittohead
05. Divine Intervention
06. Circle Of Beliefs
07. SS-3
08. Serenity In Murder
09. 213
10. Mind Control

Skład:
Tom Araya – wokal, gitara basowa
Jeff Hanneman – gitara
Kerry King – gitara
Paul Bostaph – perkusja


Porównaj ceny: CD  |  winyl










O brzmieniu


Kerry King: - Żałuję, że nie poświęciliśmy więcej uwagi Divine Intervention, bo miks jest ohydny, po prostu straszny. Dopiero niedawno zdałem sobie z tego sprawę. Pracowaliśmy już nad nową płytą, kiedy puściłem sobie tamtą i od razu pomyślałem: Cholera jasna! Ten miks jest okropny! Strasznie zbasowany. Chciałbym cofnąć czas i ponownie zmiksować tę płytę, żeby ludzie mogli usłyszeć, jak naprawdę powinna brzmieć. Po prostu to przegapiliśmy. (1)

Mieliśmy producenta i realizatora, którzy pracowali już z dziesięć dni, potem okazało się, że muszą zająć się innym przedsięwzięciem – i nikt nam o tym w ogóle nie powiedział. Dzień przed tą zmianą byliśmy tam i on do nas gada: „Chciałbym skończyć tu, ile zdążę, a jutro bla-bla-bla tu przyjedzie”, na co my: „A kto to, kurwa, jest?”. Tam nie ma spójności, no i podobnie było ze studiami – byliśmy w sumie w trzech czy czterech studiach, z taką samą liczbą producentów i realizatorów. Płyta była skazana na brak jakości. (2)

Jeff Hanneman: - Właściwie sami produkowaliśmy ten album, bo Rick zajęty był równoczesną pracą z trzema innymi kapelami. Nie miał dla nas tyle czasu, co w przeszłości, ale jeśli tylko pojawiały się jakieś konkretne problemy z brzmieniem, natychmiast po niego dzwoniliśmy. Pojawiał się, rozwiązywał problem i znikał. (1)

Paul Bostaph: - „Divine Intervention” było fajnym albumem z punktu widzenia perkusji, ale można go było lepiej zmiksować. Gitary nie są należycie głośne, a i same sesje... w połowie nagrań perkusji przenoszono nas ze studia do studia. Siedzieliśmy w studiu z gościem, który produkował płyty Toma Petty’ego. Nie miał żadnego doświadczenia z metalem. Wspaniały realizator, ale nie znał się wcale na metalu, więc potem w pół drogi dano nam na ostatnią chwilę kolejnego producenta, Toby’ego Wrighta.(2)


O tekstach


Tekst do „Killing Fields” powstał pod wpływem książki „Alone With The Devil” („Sam na sam z diabłem”) Ronalda Markmana na temat psychiatrii sądowej. Początkowo utwór miał nosić taki sam tytuł jak książka.
Tom Araya: - Dzięki niej poznałem bliżej psychologiczne aspekty zachowań kryminalnych. Chciałem poznać powody, dla których ludzie zabijają. Są tacy, którzy mordują pod wpływem impulsu, tacy co robią to z premedytacją i tacy, co tracą na chwilę głowę i zabijają, choć sami nie wiedzą, dlaczego to zrobili. Podjąłem temat i postanowiłem na swój sposób zaprezentować go w tekście. (1)

Punktem wysjścia dla „Dittohead” był popularny w USA talk-show prowadzony przez Rusha Limbaugha, którego fani sami siebie określają mianem dittoheads (potakiwacze, ludzie jednomyślni).
Kerry King: Postanowiłem opatrzyć tym tytułem tekst, w którym opisałem wszystko, co widziałem wtedy w telewizji, takie rzeczy jak proces OJ Simpsona i braci Mendez. Wszystkie te pojebane rzeczy, które działy się wówczas w Ameryce, dzięki którym dowiedzieliśmy się, jak bardzo dziurawy jest nasz system prawny. (1)

Tekst do „Divine Intervention” to praca zespołowa – podpisani są pod nim wszyscy czterej członkowie zespołu, dlatego przekaz nie jest do końca jasny. Z jednej strony, jak mówił Tom Araya: opowiada o porwaniach dokonywanych przez obcych. Jeżeli przybyli na ziemię, by uratować ludzką rasę, czy nie stawiają się w roli bogów? i jednocześnie dodawał: - Tak naprawdę, śpiewam o tym, jak w roli bogów stawiają się ludzie, którzy mówią, co masz robić, co mówić, co oglądać. (1)

„SS-3” dotyczy Reinharda Heydricha, protektora Trzeciej Rzeszy dla Czech i Moraw, który określany był mianem „praskiego rzeźnika” i który zginął w zamachu w 1942 r.

„213” opowiada historię seryjnego mordercy Jeffreya Dahmera. Tytuł to numer jego mieszkania. Tom Araya: - Do napisania pierwotnej wersji tekstu zainspirował mnie artykuł, który opisywał te wszystkie rzeczy znalezione w jego mieszkaniu – zbiornik z kwasem, cztery ludzkie głowy, w połowie zjedzone serce. Napisałem tekst, który to opisywał, ale kiedy próbowałem go zaśpiewać, wydało mi się to strasznym buractwem, jak te wszystkie numery w typie Cannibal Corpse, przerażające na siłę. Powiedziałem więc chłopakom: „To jest do dupy, dajcie mi napisać tekst od nowa”. 
Ostateczna wersja tekstu to próba wniknięcia w umysł mordercy. - Stałem się nim. Dałem się pochłonąć jego uczuciom, próbowałem wyobrazić sobie, co przeżywał. To w pewnym sensie piosenka miłosna. Oda do Jeffreya Dahmera, albo raczej wyznanie miłości z jego strony. On był właśnie taki. Czerpał radość z tego, co robił. (1)



Recenzja


Metal Hammer nr 9/1994 (płyta miesiąca)

Jak ten czas szybko mija. Jedenaście lat temu ukazał się album, który był początkiem nowej ery w metalu - ery thrashu. Wszyscy, którzy wysłuchali kultowego ,,Show No Mercy” z szaleństwem w oczach stwierdzili – rewelacja!!! Oczywiście teraz, z perspektywy czasu, gdy już nie targają nami takie emocje, możemy śmiało stwierdzić, że... Slayer obok Metalliki, był jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, zespołem grającym totalny thrash. Gdy przyszedł 1986, a z nim premiera „Reign in Blood” dla wszystkich było jasne, Slayer jest nie do przejścia, a ich „III” jest płytą absolutną, której żadna inna nie jest w stanie przebić. Niestety?! Właśnie słucham „na okrągło” nowej produkcji Slayerów - „Divine Intervention”, choć robię to już zgoła 10. raz, nadal do końca nie wiem, jak ocenić ten album. Oczywiście problem nie w tym, czy album jest do dupy, czy nie. Taka możliwość nie wchodzi w grę. Śmiało mogę Was zapewnić, że Wasze urządzenia do odtworzenia płyt lub kaset spłoną wielkim ogniem, sąsiedzi wypowiedzą Wam świętą wojnę, gdy po raz tysięczny odpalicie nową produkcję Slayera. To jest pewne! Kwestia w tym, jak blisko absolutu jest „Divine Intervention”.

Nim jednak wydamy ostateczny wyrok, zajmijmy się przynajmniej niektórymi trackami. Zaczyna się miarowymi, soczystymi bębnami. To potężny wstęp do kawałka ,,Killing Fields”. Paul Bostaph wykonuje swoją robotę nie mniej perfekcyjnie niż Lombardo (znowu te porównania!) Właściwie nie ma sensu bawić się w jakiekolwiek analogie. Dave odszedł – niech żyje Paul. W tym numerze widać, że Slayer wrócił do grania bardziej speed, zwiększając dawkę agresji, odchodząc tym samym od ciężkich klimatów, choć jak pokazują dalsze utwory, nie tak do końca. Tak właściwie słuchając „Divine Intervention” nie można być tak do końca niczego pewnym. Różnorodność to najwłaściwsze słowo dla określenia tego LP.

Wracajmy jednak do menu. Po huraganowym końcu ,,Killing Fields”, eksploduje wręcz następny numer - ,,Sex.Murder.Art.”. Nie wiem jak Wy, ale ja właśnie takiego Slayera uwielbiam, szybkiego,
wściekłego, zwięzłego. Mówiąc, że ekipa Araya wracała do klimatów z „Reign In Blood”, mam na myśli właśnie ,,S.M.A.”. Nie ma jednak czasu na rozmyślania, bo oto rozpoczyna się „Fictional Reality”. Rzucając mną o ścianę. Spływam na podłogę, mając już dość. W tym miejscu mógłbym skończyć, bo co właściwie można więcej powiedzieć, niż to, że Slayer A.D. 1994 jest wielki! Wracam do sił, gdy słyszę „Ditto Head”. Zawrotne tempo, niesamowity power – ekstra kawałek! W środku utworu tradycyjne slayerowskie zwolnienie, a później znowu do przodu, jeszcze szybciej niż na początku. Gwałtowny, „urwany” koniec i niespodziewanie wchodzi ciężkie, dołujące wiosło Kinga, zaraz po nim Hanneman – to początek tytułowego „Divine Intervention”. Do takich utworów Slayer przyzwyczaił nas na „South Of Heaven”. „Divine...” to jeden z tych „klimatycznych” numerów, gdzie pełno różnych „smaczków”, „odlotów”, ale bez obawy, to nadal jest potężne – mówię Wam!

Kolejny atak to „Circle Of Beliefs”. Tu moi drodzy mamy 100% tradycyjnego Slayera. Zniewalające tempo, niepohamowana siła. Wokal Araya, puszczony przez sampler, dostaje z lekka industrialnego klimatu, co ostatnio dość modne. „SS-3” – no, to jest taki typ ruskiej rakiety, co to może zniszczyć całkiem niezłe miasto, a ten kawałek ma nie mniejszą siłę rażenia, udajcie się więc do najbliższego schronu i oczekujcie na… „213”. Krótko – genialny numer! Obok zawrotnej szybkości i precyzji uwielbiam w tym zespole totalne zwolnienia, karkołomne przejścia, a właśnie w tym tracku jest to wszystko. I oto czas na wielki finał. „Mind Control” zagrany na koncercie będzie po prostu zabójczy. Ma taki drive, że mózg się kurczy, czujesz się jak skopany. Ponieważ słuchanie Slayera to coś jak maso-coś-tam, więc gdy tylko skończy się ten numer przewiń kasetę i zaczynamy ćwiczyć „Divine Intervention” od początku – nie ma innej możliwości.
Arek D.T.L.F.


Źródła cytatów:
(2) Joel McIver - Slayer. Krwawe rządy






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz