Unleashed - "Victory"

Unleashed - "Victory"


Gatunek:
death metal
Data premiery: 27.02.1995
Wydawca: Century Media Records
Pochodzenie: Szwecja
www.unleashed.se

Utwory:
1. Victims of War
2. Legal Rapes
3. Hail the New Age
4. The Defender
5. In the Name of God
6. Precious Land
7. Berserk
8. Scream Forth Aggression
9. Against the World
10. Revenge

Skład:
Johnny Hedlund - wokal, bas
Fredrik Lindgren - gitara
Tomas Olsson - gitara
Anders Schultz - perkusja



Recenzja



Metal Hammer nr 3/1994 (5/5, płyta miesiąca)

Wszystko wskazuje na to, że „Victory” – choć czwarta – to pierwsza płyta w dorobku Unleashed, która z równym powodzeniem prowadzić będzie podwójny żywot, a mianowicie: w odtwarzaczach różnego asortymentu i na scenie. Powtarzam – z równym powodzeniem. Trzy pierwsze albumy Szwedów były więcej niż dobre, ale dopiero „na żywo” zyskiwały tyle, iż można je było nazwać znakomitymi. (…) Ten sam materiał z płyt nie brzmiał wcale tak zabójczo. Tu mam dla Was dobrą nowinę: „Victory” to zmienia, ponieważ brzmi dziko, drapieżnie i niezwykle ciężko. Tak Unleashed nie brzmiał nigdy dotąd, co upojony swym „zwycięstwem” Johnny Hedlund powtarza średnio co półtorej sekundy, ale... nie ma mocnych, żeby się z nim nie zgodzić. Przy tym wszystkim nie jest to brzmienie ugrzecznione i wypolerowane. Przeciwnie: szorstkie, surowe, prymitywne nawet, ale klarowne i fantastycznie dynamiczne. I znów chciałoby się rzucić deathowym cliché: „głośniki podskakują i plują czadem!” Ba!!! Cały dom podskakuje, a sąsiedzi mamroczą coś o Czeczenii.

Tak, ludkowie, Unleashed funduje nam kilkudziesięciominutową wycieczkę krajoznawczą po polu walki. Zaczyna się ona od utrzymanego w sporym tempie „Victims Of War”. Perkusja prowadzi tu regularny ostrzał, wspomagany ujadaniem gitar. W pewnym momencie. Johnny ryczy: „Chaaaaaaoooooooos!!!” i dalej następuje coś na kształt bezładnej strzelaniny. Huk na zakończenie, sekunda na oddech i działo wali ze zdwojoną siłą. To „Legal Rapes” z obłędną pracą „garowego”. Johnny znów zdziera gardło. To jeden z tych utworów, w których nawet nie próbuje śpiewać. Oparty na prościutkim riffie, powtarzanym w nieskończoność. Ponownie wraca wrażenie chaosu, lecz ten ograniczony zasiekami produkcyjnych wymogów jakoś utrzymuje się w ich ramach.

Kanonada urywa się gwałtownie, a na scenę wydarzeń wjeżdża niezaprzeczalny hit z „Victory” – „Hail The New Age” – melodyjny, wolny, z łatwym do zapamiętania refrenem. Cała sala śpiewa, a już przynajmniej klaszcze rytmicznie, podczas gdy gitarzyści przetrzepują pióra, zaś Johnny skanduje do mikrofonu. Więcej niebieskiego światła, poproszę! Tak, nietrudno to sobie wyobrazić. A propos skandowania: w większości utworów po dawnemu chrapliwy wokal Johnny'ego jest zupełnie czytelny. Kolejny efekt związany z brzmieniem, czy też dalsze „uklasycznienie deathowe” muzyki Unleashed? Ta w całości jest na wskroś deathmetalowa. Może nie schematyczna, ale bardzo uproszczona i sięgająca do najgłębiej położonych korzeni death. Stąd może to wrażenie surowości.

Takie utwory, jak „Defender”, czy „Berserk” porwą swą energią każdego maniaka tej muzyki. Uwaga, kręgi szyjne w niebezpieczeństwie! Chwila oddechu? A tak, w dziale rekreacyjnym mamy „Precious Land” i „Against The World” - na przykład. Unleashed o niczym nie zapomnieli. Może za wyjątkiem ostrzegawczej nalepki z trupią czaszką i napisem: „TYLKO DLA MANIAKÓW”.
KK


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz