Helroth, Kalevala, Nymphill - relacja z koncertu

Wrocław, klub Liverpool, 3.10.2016


Hellroth, Kalevala, Nymphill Wrocław I Pagan Tour - relacja z koncertu
Na początku października minitrasę po Polsce odbyły dwie folkmetalowe ekipy: nasz rodzimy Helroth i rosyjska Kalevala. Nie wiem, jaka frekwencja była w Poznaniu i Bielsku-Białej, ale na wrocławski koncert przyszło niespełna 50 osób. Myślę, że oba zespoły byłyby w stanie przyciągnąć znacznie większą publiczność, gdyby tylko dano jej szansę się o tym dowiedzieć. Trzeba było mieć szczęście, żeby natrafić na jakąkolwiek informację o koncercie. Również klub nie zadbał o to, żeby poinformować swoich stałych bywalców – na oficjalnej stronie zero informacji, na fanpage'u link do wydarzenia udostępniony dopiero na dzień przed koncertem. Ale takie kameralne występy też mają swój urok, chociażby dlatego, że spokojnie można sobie podejść pod samą scenę i mieć zespół na wyciągnięcie ręki. W każdym razie wieczór należy zaliczyć do bardzo udanych.

Jako pierwszy zaprezentował się wrocławski Nymphill i trzeba dodać, że zaprezentował się z jak najlepszej strony. Mimo że stylistycznie mocno odbiega od Helrotha i Kalevali (grają symfoniczny metal), zupełnie to nie przeszkadzało. Recenzując ich płytę "Fractum Lux" jakiś czas temu, narzekałem, że wokalistce brakuje poweru w głosie. Tym razem nie mogę tego powiedzieć – albo Andżelika zrobiła taki postęp w kilka miesięcy, albo po prostu lepiej czuje się na koncertach niż w studiu. Tak czy inaczej wypadła znacznie lepiej niż na albumie, zaśpiewała mocno i zdecydowanie, właśnie tak jak trzeba. Zespół co chwilę rozdawał swoje płyty osobom pod sceną – nie spotkałem się jeszcze z czymś takim. Bardzo miły gest, zwłaszcza w czasach, gdy inne kapele tylko narzekają na kiepską sprzedaż.

Następnie na scenie pojawili się goście z Rosji, czyli Kalevala. To druga wizyta zespołu w Polsce, aż dziwne, że nikt ich tu wcześniej nie ściągnął, biorąc pod uwagę to, jaką popularnością cieszą się w naszym kraju ich rodacy z Arkony i Grai. Kalevala, mimo czterech płyt na koncie, nie jest u nas aż tak znana, a szkoda, bo muzycznie nie ustępuje wyżej wymienionym kapelom, choć ma inny, nieco łagodniejszy styl. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Rosjanie nie zrażą się niską frekwencją i jeszcze nieraz nas odwiedzą. Bo wyglądało na to, że bawili się całkiem nieźle. Wokalistka Ksenia Markewicz cały czas zachęcała ludzi do zabawy, a gdy ci zaczęli skandować „Napierdala Kalevala”, pokazała, że wie, co oznacza to popularne na polskich koncertach słówko.

Połowę niespełna godzinnego setu wypełniły numery z ostatniego jak dotychczas, wydanego w 2013 roku długogrającego albumu „Luna i grosh” (m.in. „Korochun”, „Luchshuyu Spoyu Vam Pesnu”, „Nagryanuli”, „Batka Ataman” i „Pri Luzhke”). Ze starszych kompozycji zabrzmiały: „Goi, Olen”, „Kamyshovaja Tropa”, „Jarilo” i „Uletay na Kryljah Vetra”. W pewnym momencie Ksenia zaprosiła na scenę byłą wokalistkę Nevid – zespołu, w którym sama również kiedyś śpiewała. Obie panie wspólnie wykonały utwór „Iarim Okom” z repertuaru tej grupy.

Nie ujmując nic Helrothowi, nie tylko dla mnie to Kalevala była gwiazdą wieczoru i spora część publiczności przybyła głównie po to, żeby zobaczyć Rosjan. Po ich występie część osób wyszła i w klubie zrobiło się jeszcze bardziej pusto. Inna sprawa, że Helroth wkroczył na scenę po godz. 23, a że był to poniedziałek, to nie wszyscy mogli sobie pozwolić, żeby zostać do końca. Szkoda, bo ekipa z Warszawy, która promowała wydany kilka dni wcześniej debiutancki album „I, Pagan” (taki był też tytuł trasy), dała profesjonalny, solidny gig. Nie wiem tylko, co zespół chce grać i co chce przekazać, bo w jego muzyce słychać wpływy słowiańskie, nordyckie i celtyckie. Wizualnie też nie ma spójności – część muzyków w kiltach, wymalowani, jakby urwali się z „Bravehearta”, z kolei skąpo odziana Martha (wokalistka i flecistka w jednym) wyglądała trochę tak, jakby miała tańczyć taniec brzucha. Ale spokojnie, to pierwsza płyta, więc będzie jeszcze czas, żeby dopracować pewne niuanse stylistyczne i wizerunkowe i zdecydować, w jakim kierunku podążać – bo nie można być jednocześnie Słowianinem i wikingiem i grać jak Percival Schuttenbach i Ensiferum.


Podobne artykuły:
Helroth - "I, Pagan" - recenzja 
Nymphill - "Fractum Lux" - recenzja
Arkona, Percival Schuttenbach i inni - relacja z koncertu
Poradnik koncertowy
Koncertowe FAQ





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz