Skóra Świata - "Skóra Świata" - recenzja

Skóra Świata - "Skóra Świata"
Gatunek: hard rock
Data premiery: 3.10.2016
Wydawca: wydanie własne
Pochodzenie: Polska
www.facebook.com/skoraswiata

Tradycyjny hard rock nie tylko nie umarł, ale znów staje się coraz bardziej popularny. Na świecie sukcesy odnosi australijski Airbourne, w Polsce mamy np. Trzynastą w Samo Południe, a od niedawna możemy też posłuchać debiutanckiej płyty zespołu Skóra Świata. Warszawiacy grają jednak muzykę o wiele bardziej zróżnicowaną w porównaniu do Australijczyków, którzy zafiksowali się głównie na AC/DC, z kolei od Trzynastej różni ich chociażby to, że wszystkie teksty są zaśpiewane po polsku.

Internetowa premiera albumu „Skóra Świata” miała miejsce w maju 2016 roku, natomiast wersja CD jest dostępna od października. Styl grupy to klasyczny hard rock, z jednej strony zakorzeniony w bluesie i rock 'n' rollu, z drugiej ciążący w stronę heavy metalu. Pierwsze skojarzenie – muzyka idealna na imprezy towarzyszące zlotom motocyklowym. Znajdą tu coś dla siebie fani takich kapel jak Guns N' Roses, Motley Crue, Motorhead, TSA czy Złe Psy. Brzmienie jest surowe, ale bardzo klarowne. Płyta została nagrana i zmiksowana w Warszawie, a mastering wykonano w nowojorskim Moresound Studio. Kompozycje jak na ten styl są rozbudowane i urozmaicone. Większość hardrockowych piosenek opiera się na jednym głównym riffie i zazwyczaj cały kawałek jest utrzymany w jednym tempie, przez co po pierwszym refrenie właściwie znamy cały utwór, a jedyna ciekawa rzecz, która może się jeszcze wydarzyć, to solówka. Tutaj jest inaczej. Zespół zadbał o to, żebyśmy się nie nudzili i serwuje nam częste zwroty akcji.


Już w otwierającym krążek „Pieniądzu” przed pierwszą zwrotką są aż trzy riffy. „Skóra” to niby prosty numer w średnim tempie, ale w środku mamy przerywnik w postaci motorheadowej galopady, a sama końcówka przypomina zakończenie „Wratchild” Iron Maiden czy charakterystyczne przejście z „Iron Man” Black Sabbath. „Nowy dzień” to taka mocniejsza ballada, która rozkręca się w drugiej części. W „Delirium tremens (Schroń mnie)”, znów spokojniejszym, tym razem bardziej bluesowym kawałku, właściwy refren pojawia się dopiero po pięciu minutach. Właściwie nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie dany utwór.

W pierwszej połowie albumu dominują właśnie takie bardziej rozbudowane, długie (czasem nawet za długie) kompozycje i poważniejsze teksty (by wspomnieć tylko „Dzieci wojny”). Druga część jest znacznie luźniejsza – od ósmego utworu zaczyna się zabawa, kawałki są znacznie krótsze (wyjątek stanowi kolejna powerballada „...Ten cholerny rock 'n' roll”), prostsze, właśnie typowo hardrockowe, z tekstami o kobietach, motocyklach i muzyce. Są też bardziej przebojowe, więc pewnie dobrze sprawdzają się na żywo (szczególnie „W.I.R.”, którego tekst brzmi, jakby został stworzony specjalnie na koncerty). Na płycie stanowią pewnego rodzaju odprężenie i działają pobudzająco (bo przy blisko 10-minutowym „Delirium...” można przysnąć), ale na dłuższą metę wolę te ambitniejsze utwory, bo to one sprawiają, że chce się do tego krążka wracać. Prostsze, weselsze kawałki też oczywiście są tu potrzebne, tak dla kontrastu. Idealnie by było, gdyby trochę inaczej to wszystko poukładać, chociażby dwie kompozycje z drugiej połowy przenieść gdzieś do pierwszej szóstki, żeby te dłuższe i cięższe przeplatały się z krótszymi, luźniejszymi. Wtedy całość zyskałaby na dynamice. Ale i tak jest bardzo dobrze, bo poszczególne numery bronią się same.

Skóra Świata to chwytliwe riffy, rasowy wokal (choć momentami wokalista za bardzo zaciąga po amerykańsku), ciekawe i stylowe solówki na naprawdę wysokim poziomie, które w latach 80. były normą, a dziś są rzadkością, i przede wszystkim duża dawka melodii. Jeśli kręcą cię motocykle, nosisz skórzane kurtki i dżinsowe kamizelki, pijasz rozwodnione piwo z plastikowego kubka w obskurnym klubie lub na plenerowym koncercie, ale znasz też smak Jacka Danielsa, to od razu załapiesz, o co w tej muzyce chodzi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz