Malevolent Creation - "The Ten Commandments"

Malevolent Creation - "The Ten Commandments"
Gatunek: death/thrash metal
Data premiery: 24.04.1991
Wydawca: Roadracer Records
Pochodzenie: USA

Reedycja:
3.08.2018 (wersja cyfrowa), 28.09.2018 (CD)
Hammerheart Records
www.facebook.com/malevolentcreation

Utwory:
1. Memorial Arrangements
2. Premature Burial
3. Remnants Of Withered Decay
4. Multiple Stab Wounds
5. Impaled Existence
6. Thou Shall Kill
7. Sacrificial Annihilation
8. Decadence Within
9. Injected Sufferage
10. Malevolent Creation

Reedycja zawiera 16 dodatkowych utworów pochodzących z taśm demo z lat 1987-1990.

Skład:
Bret Hoffmann – wokal
Phil Fasciana – gitara
Jeff Juszkiewicz – gitara
Jason Blachowicz – bas
Mark Simpson – perkusja

Produkcja: Scott Burns
Nagrano i zmiksowano w Morrisound Studios



Recenzja


Thrash 'Em All nr 2/1991 (ocena 10/12):

Uwaga! Oto nadchodzi kolejny boski act z Florydy – Malevolent Creation! Pędząc rozjeżdżoną autostradą przez ekipy Deicide, Morbid Angel , Incubus czy Sadus wzbija się szalony, brutalny i przytłaczający album „The Ten Commandments”. Debiutancki album wydany przez Roadracer wyprodukował sam Scott Burns i o czym tu jeszcze mówić?

Już pierwsze takty rozpoczynającego płytę utworu „Memorial Arrangements” rzucają na pokój, w którym słuchasz tego krążka, blady strach. Potężne i niezwykle ciężkie riffy, wolne i miarowe dudnienie sekcji wciska wszystko w ściany do pierwszych soków! Po chwili następuje ostry młyn doskonałego bębniarza, kanonada taktowców i pozostaje już tylko trzymać się wykładziny, by nie wylecieć przez okno. Jest to typowa dla Florydy, obrobiona przez mistrza Burnsa dawka najdzikszego i najlepszego death metalu. Gdy czujemy przy trzecim utworze krew w oczach, a flaki zaczynają puchnąć, to znak, że twoja przygoda z Malevolent Creation dopiero się rozpoczyna. Każdy kolejny kawałek jest lawiną śmiertelnych dźwięków, rozrywającego głosu Breta i nokautujących uderzeń perkusji! Podobnie grają tylko Deicide, z którymi notabene mają wiele wspólnego, Incubus i Morbid Angel. Dopiero ostatnie takty „Malevolent Creation”, po którym nastaje grobowa cisza sprawiają, że staje się ona dla ciebie męczarnią... Musisz zapodać płytę jeszcze raz, jeszcze raz... do krwi.
Mariusz Kmiołek



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz