Therion - "Vovin"

Therion - "Vovin"


Gatunek:
symphonic metal
Data premiery: 4.05.1998
Wydawca: Nuclear Blast
Pochodzenie: Szwecja
Porównaj ceny

Piąty album Therion można uznać za solową płytę Christofera Johnssona, ponieważ została nagrana z wynajętymi muzykami sesyjnymi, którzy nie byli członkami zespołu. W nagraniach, oprócz wokalistów solowych wziął udział ośmioosobowy chór, a rockowemu instrumentarium (gitary, bas, perkusja) towarzyszy pięcioosobowa orkiestra. "Vovin" to w języku enochiańskim "smok".


Muzycy:
Christofer Johnsson – gitara, instrumenty klawiszowe
Tommy Eriksson – gitara
Wolf Simons – perkusja
Jan Kazda – gitara basowa, dyrygentura
Waldemar Sorychta – dodatkowa gitara
Siggi Bemm – dodatkowa gitara

Soliści:
Martina Hornbacher – alt, sopran (solo, duet)
Sarah Jezebel Deva – alt, sopran (solo, duet)
Ralf Scheepers – wokal w „The Wild Hunt”

Teksty: Thomas Karlsson
Muzyka: Christofer Johnsson

www.megatherion.com
www.facebook.com/therion




Christofer Johnsson o podobieństwach i różnicach między „Theli” a „Vovin”:

„Przede wszystkim nie powiedziałbym, że jest to w prostej linii kontynuacja tego stylu. „Vovin” reprezentuje pewną progresję i raczej nie brzmi jak „Theli”. Z każdym naszym albumem styl zespołu trochę się zmienia. Z jednej strony zgadzam się, że kompozycyjnie „Vovin” jest prostszy, ale z drugiej – całość jest tu bardziej skomplikowana. Łatwiej wniknąć, dać się pochłonąć przez „Theli”, który ma bezpośredni charakter, wręcz czasami przebojowy, oczywisty. Trudno natomiast od razu odkryć głęboki sens „Vovin” i trzeba czasu, by to osiągnąć. Jednakże włożyłem osobiście więcej energii w ostatni album. Pochłonął on masę rozmaitych nastrojów, którym podlegałem. Jeśliby upierać się przy porównywaniu obu tych płyt, „Theli” ma w sobie może trochę więcej orkiestracji, jest też chyba trochę bardziej metalowy. Tyle, że w mojej muzyce naprawdę trudno oddzielić strefę riffów gitarowych od partii orkiestry.” (Metal Hammer nr 7/1998)




Recenzje


Metal Hammer nr 7/1998 (ocena: 5/5):

„Dwa ostatnie albumy Therion ustawiły zespół na wyjątkowo wysokiej pozycji na metalowej scenie - mimo iż muzyka ta rozdarła serca fanów - dwie ogniste skrajności - tradycja i innowacja zwarły się w potężny ocean ciekłej energii. Wystarczyło, że Therion pozbył się - niczym niepotrzebnego balastu - swych deathmetalowych korzeni, a w jednej chwili stał się kuźnią nowej, bombastycznej muzyki. W swym tyglu wymieszał heavy metal z muzyką prostą i bezpośrednią, doprawioną klasyczną operą. Rezultat takiej pracy był niczym połączenie Giuseppe Verdiego i Iron Maiden. Tylko smoki i czarownicy mieszkający w baśniach, jak też stary dobry heavy metal musiały poddać się rygorowi nowego prawa - okultystycznej mocy, która zawsze odgrywała ważną rolę w lirycznej twórczości Therion. Alchemiczne aluzje są wszechobecne, a ostatecznym celem alchemii jest znany od setek lat kamień filozoficzny. W sensie muzycznym, rozumianym przez wyjątkowo racjonalne standardy, „Vovin” jest albumem, który o kolejny krok przybliża Therion do rozwiązania zagadki kamienia filozoficznego. (…)

Johnsson przyjął obecnie rolę reżysera, tworzącego i układającego całe dzieło, lecz przez cały czas pozostaje nieco w cieniu. Ale nie dziwi taka postawa - kompozytor i dyrygent w jednej osobie musi patrzeć na swe dzieło z pewnej perspektywy, bo kompozycje, w których power metal spotyka pompatyczną symfonię, delikatne partie smyczkowe, egzotyczne orientalne elementy - wymagają wyjątkowej kontroli. Elegancja aranżacji, wyczucie melodii, estetyki, subtelne poruszanie się po spienionych falach różnorodnej stylistyki sprawia, że „Vovin” nie jest kolejną przereklamowaną muzyczną plamą, wypełnioną bombastycznymi wstawkami dla czystej zasady - pt. ,,metal spotyka klasykę". O nie! „Vovin” to dowód, że Johnsson przez swą miłość do potężnych aranży wciąż nie zagubił pierwotnej uczuciowości artysty z całą gamą selektywnych doznań. ,,Lepaca Kliffoth” i ,,Theli” były albumami, które odkryły nowe królestwa brzmienia i dźwięku. „Vovin” koronuje obecnie Therion na bezwzględnego hegemona tych ziem.”


Morbid Noizz nr 3/1998 (ocena: 9,5/10):

Nikt nie zaprzeczy, że „Theli” była perełką, niesamowitym albumem w metalowej kuźni, który spowodował, że metal przestał być kojarzony tylko i wyłącznie z brudnymi, obskurnymi garażami, ale został postrzegany jako dzieło sztuki godne zaprezentowania w operze. Później był urodzinowy prezent w postaci „A'arab Zaraq Lucid Dreaming”, który jeszcze bardziej ukazał fascynacje Christofera Johnssona muzyką klasyczną. Jednak nie był to regularny album i dopiero „Vovin” miał ukazać, czy „Theli” był jednorazowym wzniesieniem się na wyżyny twórcze, boskim uniesieniem. I oto mamy odpowiedź. (…) 

W ogólnym rozrachunku „Vovin” jest bardziej spokojna, stonowana, mniej znajdziemy na niej metalu, mniej różnorodności, dynamiki, płyta jest bardziej jednostajna, bardziej klasyczna i medytacyjna, charakterystyczne motywy powtarzają się przeważnie przez cały utwór. Zaczyna „The Rise Of Sodom And Gomorrah”, który swym głównym motywem przypomina nieco „Koncerty Brandenburskie” Jana Sebastiana Bacha. Potem przez sześć minut powtarza się ten sam motyw, na tle którego rozgrywa się akcja wokalna pani Martíny (Dreams Of Sanity), w stylu arabskim, nieodzownie towarzyszą jej w poczynaniach chóry. W „Birth Of Venus Illegitima” prym również wiodą chóry, zresztą tak będzie już do końca, i Martina, która swoimi krótkimi solowymi partiami decyduje o wzruszającym charakterze pieśni, sekcja metalowa pozostaje neutralna. „Wine Of Aluqah” zaczyna się pianinem, ale potem jest już bardzo dynamicznie, przebojowo jak na „Theli”. Wreszcie pogrywają tutaj gitary, choć nadal nie ma solowych, metalowych partii wokalnych. „Clavicula Nox” to znowu długa, ośmiominutowa suita w stylu „Sirens Of The Woods” i może się już powtarzam, kolejny popis Martiny Hornbacher. Po nim następuje kontrastowy dynamiczny, heavy metalowy przebój „The Wild Hunt”, w którym mamy nareszcie jazdę i wspaniałą współpracę chórów ze śpiewem Ralfa Scheepersa (Primal Fear). Ale niesamowita jazda. I potem znowu zanurzamy się w czeluściach spokojnej balladki „Eye of Shiva”. „Black Sun” zaczyna się popisową grą na pianinie i skrzypcach i dalej jest już standardowo. I tak dotarliśmy do „Black Sun Draconian Trilogy” - trzyczęściowej suity („The Opening”, „Morning Star”, „Black Diamonds”), w której spotkamy się z monumentalną i jakże podniosłą postawą śpiewaków. Dzieło wieńczy „Raven Of Dispersion” - melancholijna kompozycja, z interesująco brzmiącymi dziwnymi odgłosami. Podsumowując: „Vovin” jest krążkiem spokojnym, melancholijnym, romantycznym, w którym główny nacisk położono na partie klasyczne - chóry, aranżacje skrzypcowe, fortepianowe itp. a metalowe granie jest raczej dodatkiem. „The Wild Hunt” niewątpliwie stanie się przebojem a i z przyjemnością wysłuchamy całej trwającej 55 minut płyty. Z tym, że zaznaczam, iż musimy się nastawić trochę inaczej do konfrontacji z tą płytą - tutaj prym wiedzie klasyka.


Mystic Art nr 4/1998:

Ja naprawdę chciałem zachwycić się tą płytą, znaleźć w niej jak najwięcej pozytywnych, oryginalnych i ciekawych elementów. Po pierwszym przesłuchaniu sądziłem, że ta sztuka się uda, fajnie i bez wysiłku muzyka sączyła się z głośników, równie łatwo wpadając w ucho. Czego można chcieć więcej? Nie wiem, może muzyki nie robionej na zamówienie?! Wszystkim, którzy o tym nie wiedzą, z przykrością muszę uświadomić, że Nuclear Blast wywarł bardzo duża presję na Christoferze Johnssonie, który wcale nie miał ochoty nagrywać nowej płyty przez najbliższe pięć lat. Argument, że po tak długiej przerwie nikt nie będzie w stanie sprzedać albumu Therion, zaś taka muzyka nie będzie na czasie, zrobił swoje i mamy nowy album. „Vovin” to bardzo duża i profesjonalna produkcja, w którą zaangażowanych zostało kilkudziesięciu, mniej lub bardziej znanych muzyków sesyjnych, w których gronie znaleźli się między innymi Sarah Jezabel Diva, Waldemar Sorychta i Ralf Scheepers. Muzycznie zaś Szwedzi – i reszta świata - kontynuują drogę rozpoczętą na „Theli”, symfoniczno-operowe wariacje dominują na całej płycie, są jednak bardziej rozwlekłe, wzniosłe i „nadmuchane”, a przy tym spokojniejsze i ułożone, w odróżnieniu od bardziej wybuchowej poprzedniczki. Zdarzają się oczywiście rodzynki w postaci „The Wild Hunt”, który jest wspaniałym połączeniem czystego heavy metalu z therionowska stylistyką. Brakuje mi niestety w tym wszystkim uczucia, zbyt dużo tu popisów, matematycznych wyliczeń, i choć czuję wielką sympatię do zespołu, „Vovin” nie jest w stanie przebić genialnego „Ho Dracon, Ho Megas”, który na zawsze pozostanie wielkim albumem zespołu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz