Metallica - "St. Anger"

Metallica - "St. Anger"

Gatunek:
heavy/thrash/alternative metal
Data premiery: 5.06.2003
Wydawca: Vertigo
Pochodzenie: USA

Utwory:
1. Frantic
2. St. Anger
3. Some Kind of Monster
4. Dirty Window
5. Invisible Kid
6. My World
7. Shoot Me Again
8. Sweet Amber
9. The Unnamed Feeling
10. Purify
11. All Within My Hands

Skład:
James Hetfield – wokal, gitara
Kirk Hammett – gitara
Lars Ulrich – perkusja
Bob Rock – bas

Produkcja - Bob Rock i Metallica

www.metallica.com
www.livemetallica.com


O tytule płyty



Metallica - The Unnamed Feeling
Kirk:
Pewnego dnia James i ja siedzieliśmy razem w pokoju. Miałem na szyi medalion św. Krzysztofa, a James zapytał mnie, co to jest, więc odpowiedziałem - wiesz, to medalion z wizerunkiem św. Krzysztofa - i wytłumaczyłem mu, że św. Krzysztof jest patronem podróżujących i możesz podarować taki medalik komuś, komu życzysz szerokiej drogi czy dobrej podróży... Tak się złożyło, że akurat medalion, który miałem na szyi, miał na rewersie wizerunek człowieka surfujacego na desce... Ten medalion miał za zadanie chronić cię przed uniesieniem przez fale, pogryzieniem przez rekina czy w ogóle nieszczęściem na morzu. Kiedy opowiedziałem tę historię Jamesowi wydał z siebie głos, coś na kształt: „Wow” i zaraz potem powiedział: „st. anger”, a ja zauważyłem: faktycznie to brzmi nieźle, to może być dobry pomysł na jakiś tytuł. Kilka tygodni później, kiedy zastanawialiśmy się, jak nazwać naszą nową płytę, James powiedział: „St. Anger” i od razu zdaliśmy sobie sprawę, że ten tytuł doskonale pasuje do muzyki, którą nagraliśmy (1)

Lars:
Słowo „anger” świetnie podsumowuje 75 minut tego, co dzieje się na płycie. Nasza nowa muzyka jest naładowana agresywną złością, emocjami, energią, która łączy wszystkich 11 piosenek i ten tytuł idealnie oddaje atmosferę płyty. (1)59
(MH 6/2003)



O braku solówek



Kirk:
Metallica - St. AngerZałożeniem naszym było nagrać album stanowiący coś w rodzaju manifestu. Chcieliśmy obdarzyć go brzmieniem i energią czwórki kolesi zamkniętych w pokoju ze swymi instrumentami. Postawiliśmy na spontaniczność. Nie jest tak, że od razu wiadomym było, iż na „St. Anger” nie pojawi się żadna solówka. W każdym razie zaczęło się od skonstruowania szkieletu utworów, do których potem miały zostać dopisane partie solowe. Najpierw jednak daliśmy sobie kilka dni luzu, na przeanalizowanie materiału. Gdy po mniej więcej tygodniu zabraliśmy się za solówki, okazało się, że zaczęlo to wszystko ze sobą nie brzmieć. Po prostu solówki nijak nie wpasowywały się w to, co już stworzyliśmy. Poza tym solówki troszkę nie pasowały do naszego założenia, czyli manifestu Metalliki. Mianowicie jak wspominałem, album miał być głosem czterech muzyków, natomiast każdy materiał solowy powoduje coś takiego, że wykonujący go muzyk na chwil kilka separuje się od swoich kolegów. My tego po prostu nie chcieliśmy. „St. Anger” to miało być dzieło Metalliki, czyli czterech związanych muzyką ludzi, podążających w tym samym, muzycznym kierunku. (2)



O utworach



Frantic


Metallica - Frantic
Kirk:
Utwór ten opowiada o strachu przed śmiercią. Moją częścią tego tekstu jest sentencja, iż styl życia determinuje sposób, w jaki umieramy. Po prostu moim zdaniem karma to coś, czym jesteśmy naznaczeni od dnia urodzin i nikt nie jest w stanie uciec od swego przeznaczenia. Wszystko, co chciałem powiedzieć w tym utworze, to jest moja refleksja na temat śmierci, sposobu w jaki człowiek żegna się ze światem. Jak już wspomniałem, według mnie na ten ostatni moment pracujemy przez całe życie i to, jak on będzie wyglądał, zależy od tego, jak przez nie przejdziemy. (2)

Lars:
Właściwie pomysł na tekst wyszedł ode mnie. Tworzyliśmy te utwory wspólnie, ale ten był bardziej mój. Tekst jest o śmiertelności – ta fraza tick-tick-tick. Pierwszy wers brzmi: „gdybym mógł dostać z powrotem moje zmarnowane dni”. Gdybyś wiedział, że zostało ci 4212 dni, ale mógłbyś mieć te wszystkie dni, które spędziłeś na kacu albo w łóżku. Jak by to na ciebie wpłynęło? Zatem to utwór o tym, jakbyś żył, gdybyś wiedział, ile dni ci zostało. (3)





St. Anger


Kirk:
dotyczy on zdrowego gniewu. Innymi słowy, mówi o wyrażaniu gniewu w sposób, który leczy, a nie krzywdzi. (2)

Lars:
„St. Anger” jest o zmaganiach Jamesa z gniewem jako uczuciem. (…) Gdy dorastał, okazywanie gniewu nie było dozwolone ani tolerowane. Więc chodzi tu o to, jak wszyscy wiążą gniew z przemocą, ale czy można dać mu upust w pozytywny sposób? Dalej jest tam fragment z metaforą medalionu, który może cię ochronić albo udusić. (3)





Some Kind Of Monster


Kirk:
Muzycznie prawdziwy potwór, natomiast jeśli chodzi o warstwę liryczną, jest to pytanie, o kierunek w którym podąża ludzkość. W pewnym sensie tytuł utworu stanowi odpowiedź. (2)





Dirty Window


Kirk:
To opowieść o osobie uwielbiającej osądzać innych. Myślą przewodnią tego utworu są słowa: „jestem sędzią, ławą przysięgłych i katem w jednej osobie”. (2)

Lars:
Tekst mówi o osądzaniu innych i mówieniu im, co mają robić. „Widzę swoje odbicie w oknie, wygląda inaczej niż to, co widzisz” – czyli o postrzeganiu samego siebie i o tym, jak można robić różne rzeczy innym ludziom i nie widzieć siebie. Jest tam wers o piciu z kubka zaprzeczenia i osądzaniu świata ze swojego tronu. (3)


My World


Kirk:
Tekst mówi o trudnościach, czy też sposobach walki z trudnościami, które piętrzą się, gdy człowiek próbuje stanąć na własnych nogach. (2)


Sweet Amber


Kirk:
To kolejny świetny kawałek, tematem którego są makiaweliczne manipulacje. Innymi słowy, to historia człowieka, który za wszelką cenę stara się osiągnąć wyznaczony sobie cel. (2)





All Within My Hands


Lars:
Gdy skończyliśmy ten utwór, uznaliśmy, że powinien znaleźć się na końcu, bo nic już po nim nie mogło być. Mówi o kontroli – kontrolowaniu i urabianiu wszystkiego w swoich rękach. Właściwie myślę, że bardziej chodzi o chęć chronienia wszystkich wokół siebie tak bardzo i obejmowania tak mocno, że aż dusisz tych, którzy są ci bliscy. (3)






Recenzje



Metal Hammer nr 8/2003:

Spodziewano się po tej płycie bardzo wiele. Po prostu miał to być powrót do starego dobrego, metallikowego grania. Jednak wydaje się, że nie do końca tak jest. Po pierwsze, zniknęło gdzieś to soczyste brzmienie zespołu, a metallikowcy postanowili nagrać coś na kształt kolejnego albumu garażowego. Właśnie do brzmienia tej płyty mam największe zarzuty. O ile gitary jeszcze ujdą w tłoku, to o pomstę do nieba woła perkusja Larsa. Mam nieodparte wrażenie, że mały Duńczyk postanowił zamiast werbla użyć starej puszki po farbie. A tak dużo się mówiło o perkusyjności tej płyty. A perkusja, choć niewątpliwie agresywna i nadająca ton temu albumowi, brzmi najgorzej. Dalej gitary. Gitary są jakby schowane, świadomie zresztą nagrano (chyba) tylko dwie ścieżki, po jednej w każdym kanale. Ale tu znów ogromny zarzut: brak solówek!!! To nie do wiary, że tak utalentowany człowiek, jak Kirk Hammett zgodził się na coś takiego. Przecież solówki nadałyby tej muzyce coś, czego jej brakuje: klimat. No, i wokal Hetfielda. Ech, słychać, że facet ma na karku czterdziestkę, swoje w gardło wlał i głos już nie ten...

Po tym zrzędzeniu przejdźmy do kompozycji. Jest ich 11, czas: około 75 minut. Więc znów duża porcja muzyki, ale jednak nawet nie tak przekonującej (przynajmniej dla mnie), jak poprzednie dokonania Metalliki, włącznie z „Load” i „Reload”. Płyta otwiera się o dziwo slayerowo brzmiącymi gitarami w utworze „Frantic”. Zresztą mam takie wrażenie, że ta płyta jest po trosze chęcią powrotu do przeszłości, a po trosze chęcią dogonienia teraźniejszości. Stąd trochę Slayera i trochę zagrywek numetalowych (momentami słychać nawet Soulflya! - posłuchajcie choćby „Invisible Kid”). Hm, ale to wszystko chyba jednak nie przekłada się na Metallicę, jaką znaliśmy do tej pory. Bo przecież w tym wszystkim nie powinno chodzić jedynie o agresję, ale też jakiś klimat. Jeśli chodzi o dalsze kompozycje, to właściwie nie jest tak źle. Trzeci na płycie utwór, „Some Kind Of Monster”, trochę przywodzi na myśl cięższe utwory z metallikowej historii. Potem jednak jest już gorzej i zaczyna się papka w stylu numetalowym. Choć zdarzają się fajne fragmenty (początek „Shoot Me Again” i „Sweet Amber”, partie „The Unnamed Feeling” - zresztą to chyba najbardziej urozmaicony utwór), to całościowo ta płyta jednak zawodzi.
Robert Nowak






Mystic Art 23/2003 - Nergal vs Jaro.Slav:

Nergal: Wygląda na to, że dziś to ja będę adwokatem diabła. Powiem krótko, nowa płyta Metalliki zaskoczyła mnie pozytywnie. Ma w sobie siłę, spontan, wręcz punkową energię, która świadczy o szczerości tej muzyki. Cieszy fakt, że panowie Hetfield, Ulrich i Hammett już od dawna mają w głębokim poważaniu oczekiwania ludzi względem nowych płyt ich zespołu! Dlatego „St. Anger” uważam za oczywisty manifest szczerości. No i powtórzę się, po prostu mi się podoba…

Jaro.Slav.: Ja również jestem zaskoczony. Ba, jestem w ciężkim szoku! Wydanie takiej surowej, agresywnej i ciężkiej płyty przez zespół, który od lat zestawiano już chętniej z The Rolling Stones i U2 niż ze Slayerem, to akt nie lada odwagi. Za ten gwałt na radiowych listach przebojów, za cierpienia zadane gogusiom od puszczania piosenek w radiu i telewizjach muzycznych - chylę czoła. Za graniczącą z komercyjnym samobójstwem niefrasobliwość i bezkompromisowość szczerze ich podziwiam. Ale mimo tych wszystkich pozytywnych emocji, jakoś nie potrafię wykrzesać w sobie zachwytu nad „St. Anger”. To bardzo dobre demo. Niecierpliwie czekam więc na płytę. Nie wiesz, kiedy ma się ukazać?

Nergal: OK, brzmi jak demo, ale przypomnij sobie reakcje ludzi na „...And Justice For Al”! Wszyscy rzęzili, że płaskie brzmienie, że piosenki są zbyt perkusyjne etc. etc. Skończyło się jednak tak, że to brzmienie stało się kanonem gatunku. Metallica przyzwyczaiła ludzi do tego, że robi rzeczy odważne, w tym wypadku totalnie bezkompromisowe! W dzisiejszym świecie rocka, w którym królują amerykańskie megaprodukcje w stylu Korn czy Limp Bizkit, Metallica serwuje taki brud! To jest powrót do korzeni, a jeśli chodzi o energię i gniew to momentami wręcz nawiązanie do „Kill'em All”. Mówiąc krótko: Fuck off dla tych, którzy spodziewali się wielkiego nawrócenia. W sumie nie dziwi mnie, że kręcisz nosem... ale w takim razie, czego się spodziewałeś?

Jaro.Slav.: Nergal, zejdź na ziemię. Gdybyś nagrał z Behemothem płytę z tak gównianym brzmieniem, każdy fanzin z Bangladeszu po prostu wyśmiałby cię i tyle byłoby gadania. Drugiej szansy byś nie dostał. A że zrobiła to Metallica, wszyscy cmokają, kombinują i dorabiają do tego ideologie. Mam zresztą taką teorię - „St. Anger” brzmi jak kupa, więc każdy zatrzymuje się w analizie płyty na poziomie brzmienia i nie zastanawia się nad samymi kompozycjami. A te, niestety, nie są najwyższych lotów. Może to lepsze niż „Reload”, ale już przy Czarnej Płycie nowy album Metalliki jest malutki, malusieńki. Oczywiście, jak się jest Metallicą, to można sobie pozwolić na takie ekstrawagancje, ale ja tego po prostu nie kupuję.

Nergal: OK, zgadzam się. Metallica może sobie pozwolić na wiele, ale rozmawiamy tu właśnie - O ICH nowej płycie, a nie o płycie Behemoth. Zresztą dzisiaj fanziny z Bangladeszu mają gdzieś Behemoth, ale to z innych powodów. Wracając do tematu - „St. Anger” jest album po prostu rockandrollowym, luzackim i bardzo spontanicznym, dlatego też takie brzmienie jest wybaczalne. Zauważ, że w wielu kompozycjach słychać wyraźne wpływy chociażby Kyuss, którego kolesie z Metalliki są wielkimi fanami. Masa
jest tu czysto stonerowych motywów, a te maja brzmieć właśnie tak, a nie inaczej! Poza tym cały czas bronię swojej tezy, że nagrali płytę dokładnie taką, jaką sami chcieli usłyszeć. Bez udawania, bez udowadniania. Po prostu.

Jaro.Slav.: Brzmienie Kyuss było brudne i chropowate, ale dopieszczone. Brzmienie „St. Anger” jest niechlujne, byle jakie. Momentami siada dynamika nagrania. Pewnie, że wolno im takie rzeczy wydawać, ale z drugiej strony ktoś, kto wykłada kasę na kupno takiej płyty ma prawo oczekiwać jakości. Tymczasem dostaje piękne opakowanie, dostaje miły bonusik w postaci płyty DVD, ale to, za co płaci tak naprawdę, pozostawia wiele do życzenia. Tak jakbyś dostał deserek i kompocik, ale nie dostał obiadu. Mów co chcesz, ale mnie się wydaje to trochę niesmaczne, że Metallica brzmi jak Vlad Tepes…

Nergal: Ooo! Pamiętasz Vlad Tepes? To moi bogowie młodzieńczych lat, więc może dlatego lubię „St Anger” (śmiech). Ale poważnie, nie sposób odmówić tej płycie świetnych pomysłów, dobrej, solidnej MUZYKI, a do brzmienia ostatecznie można się przyzwyczaić. Z drugiej strony, posłuchaj sobie tego albumu na słuchawkach. Dzieje się tam masa naprawdę niezłych rzeczy. Wiesz, taki gość jak Bob Rock nie wypuszcza spod swojej ręki gównianych produkcji. Przypomnij sobie The Cult „The Cult” i bardzo podobne, garażowe brzmienie, wykreowane też przez Rocka.

Jaro.Slav.: OK, przyjmijmy więc, że brzmienie to kwestia gustu i „St. Anger” ma drugie dno. I przyjmijmy, że jak posłucham na słuchawkach, siedząc w pozycji Kwiat Lotosu po trzech dniach postu, to mi się spodoba... Ale mówisz, że tam są fajne numery? Poza kilkoma patentami, które są naprawdę niezłe, kompozycjom też brakuje szlifu. Cała ta płyta sprawia wrażenie niedokończonej. To mój główny zarzut. Nie twierdzę, że Metallica to syf i że nie potrafią grać, bo już nieraz udowodnili, że są wielcy i że potrafią. Właśnie dlatego wymagam od nich dużo więcej niż od innych.





Cytaty:
(1) Metal Hammer 6/2003
(2) Metal Hammer 7/2003
(3) Chris Ingham - „Metallica. Historie największych utworów” 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz