Nightwish - "Wishmaster" - recenzje i ciekawostki

Nightwish - "Wishmaster"


Gatunek:
symphonic power metal
Data premiery: 8.05.2000
Wydawca: Spinefarm
Pochodzenie: Finlandia
https://nightwish.com

Utwory:
1. She Is My Sin
2. The Kinslayer
3. Come Cover Me
4. Wanderlust
5. Two for Tragedy
6. Wishmaster
7. Bare Grace Misery
8. Crownless
9. Deep Silent Complete
10. Dead Boy's Poem
11. FantasMic

Skład:
Tarja Turunen - wokal
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Emppu Vuorinen - gitara
Sami Vänskä - bas
Jukka Nevalainen - perkusja


Ciekawostki


Wishmaster” to trzeci album w dyskografii Nightwish, pierwszy zarejestrowany częściowo w słynnym fińskim Finnvox Studios (nagrano tam partie perkusji i wokale). To również pierwsza płyta, na której pojawia się chór (był to chór męski złożony z pięciu osiemnastolatków) i ostatnia z basistą Samim Vänskä.

Płyta miała się ukazać 22 maja, jednak ponieważ kilka tygodni przed wydaniem pojawiły się pirackie kopie, zarówno fizyczne (najpierw w Rosji i Estonii), jak i cyfrowe (w internecie), zdecydowano się przyspieszyć oficjalną premierę o dwa tygodnie.

Tuomas Holopainen: „Nie chcieliśmy tą płytą stworzyć czegoś nowego, myślę, że udało nam się wywalczyć coś, co określa nasz własny styl, teraz chcemy go udoskonalać. Myślę, że ta płyta jest bardziej emocjonalna, uczuciowa, magiczna niż na przykład „Oceanborn”. Dziś, gdy słucham „Oceanborn”, myślę, że jest zbyt chłodna, zbyt techniczna. „Wishmaster” zaś jest albumem niezwykle ciepłym. (wypowiedź dla polskiego Metal Hammera, nr 7/2000)




Recenzje


Soundi*, nr 6/2000 (ocena: 4/5)

Nightwish dojrzał. Na początku kariery zespół przyciągał uwagę swoją czystą ekscentrycznością i szokującą kombinacją muzycznych stylów: nigdy wcześniej zespół grający melodyjny power metal nie miał operowej śpiewaczki w roli stałej wokalistki – właśnie to novum zdecydowało o sukcesie „Angels Fall First” i „Oceanborn”. „Oceanborn” był dobrą płytą, ale niepozbawioną niezgrabnych aranżacji, a patetyczne partie wokalne nie całkiem pasowały do całości. Na „Wishmaster” aranżacje są na kompletnie innym poziomie. Głos Tarji już nie odstaje od reszty muzyki, ponieważ ograniczyła wysokie rejestry, a jej śpiew dopasowuje się do utworów. W wokalach jest więcej z klasycznego rocka niż wcześniej – można słuchać „Wishmaster” przez dłuższą chwilę, nim słowo „opera” w ogóle przyjdzie do głowy. Ze względu na tę zmianę potrzeba użycia niższych męskich głosów znacząco sie zmniejszyła – Ike Vil pojawia się w „The Kinslayer” nie po to, by growlować, lecz by zaproponować chore mówione partie. Już tylko dzięki tym udoskonaleniom w wokalach „Wishmaster” powinien zostać uznany za najbardziej dojrzałym album Nightwish.

Na „Wishmaster” zespół odłożył na bok znajome tematy. Teksty o jednorożcach, faraonach, aniołach i wilkach ustąpiły miejsca grzechowi, miłości, honorowi i religii. W dodatku album zdobią wyśmienite metafory, jak Listopad ubrany w maj na twojej twarzy („Come Cover Me”) czy „Nie ma takiego księdza, który może wymodlić mi niebo („Bare Grace Misery”). Są tu nawet ewidentne podteksty erotyczne – Tarja śpiewa w „She Is My Sin”: Na łące grzesznych myśli każdy kwiat jest idealny. Nie trzeba dodawać, że nowy styl pasuje do zespołu – a zwłaszcza do głosu Tarji – znacznie lepiej, a zespół zyskuje na wiarygodności, porzucając komiczną poetykę „miecza, żelaza i braterstwa”, zbyt dobrze znaną z setek innych powermetalowych albumów (chociaż utwór tytułowy oraz „FantasMic” nadal poruszają się w obszarze fantasy).

W tym punkcie kariery byłoby niedorzeczne, gdyby Nightwish zredukował swój trzeci album do prostego ataku na dwie stopy. Na szczęście ich poczucie stylu rozwinęło się w każdym możliwym aspekcie. Po prostu nie ma potrzeby podkreślać statusu metalowego zespołu, chociaż album ma w sobie również trochę starego dobrego heavymetalowego pierdolnięcia. Wspaniałe refreny i zwrotki są zszyte ze sobą drobnymi, mocnymi szwami, a unikanie nadmiaru nut opłaciło się – na przykład proste rozpoczęcie „Two for Tragedy” rozwija się w zapierający dech piękny romans. Emppu Vuorinen również zasługuje na osobną wzmiankę, ponieważ jego timing i wyczucie stylu sprawiają, że wydobywa dźwięki mocne i dzikie oraz delikatne i kojące – wszystko we właściwych proporcjach. „Bare Grace Misery” jest dowodem odwagi grupy: nikt nie spodziewał się, że Nightwish nagra tak popową piosenkę, jak ta.

Wishmaster” wyróżnia się jako album rozumny i ambitny. Zespół wykorzystał sposobność, by dotrzeć do szerszej publiczności i poświęcił się temu celowi, nie tracąc swojej tożsamości. Zdjąłbym czapkę z głowy przed Nightwish – gdybym miał czapkę.
Antti Mattila

* Recenzja w wersji angielskiej opublikowana w książce Mape Ollila - „Once Upon a Nightwish”, tłumaczenie własne.



Metal Hammer nr 7/2000 (ocena: 4,5)

(...) To doskonały album w pełni już dojrzałego zespołu i założę się z każdym, że sukces „Wishmaster” jest już w ich kieszeniach. Oczywiście, pierwszoplanowym aktorem tego wyśmienitego spektaklu, w którym dźwięki tańczą ze sobą niczym wesołe ogniki, jest, a jakże, Tarja (widząc to zdjęcie wewnątrz książeczki aż zapiszczałem). Jej głos jest po prostu predysponowany do takiej muzyki, fantastycznie współbrzmi z mocnymi gitarami, których na „Wishmaster” nie brak. Wspomniałem o gitarach celowo, bowiem „Wishmaster” ma sporego kopa, łącząc ze sobą chyba wszystkie ziemskie żywioły w wulkan plujący dźwiękiem. Mimo że panowie współtworzący Nightwish wyglądają tak, jakby właśnie skończyli gimnazjum, muzykami są przednimi. Słychać to w każdym calu, cały zespół imponuje niemal wirtuozerskimi zagraniami, które bezpretensjonalnie wplecione w muzykę powodują, że „Wishmaster” jest jeszcze ciekawszy. 

Chyba jeszcze jednym powodem tak wielkiej popularności Nightwish jest fakt, że ich muzyka, łącząc w sobie elementy folk, gothic i choćby power metalu, jest w każdym swym względzie absorbująca. Nightwish zadbał o to, by w jego twórczości nie było choćby kilkusekundowych „wypełniaczy”, jest to bowiem muza, która od początku do końca nie pozwala się ujarzmić. Taki też jest „Wishmaster”, nieujarzmiony, rozśpiewany, totalnie melodyjny, chóralny, patetyczny, cokolwiek jeszcze chcecie... Fakt, że swą obecność odnotował w tych nagraniach prawdziwy chór, nie zmienił mojego twierdzenia, że to właśnie Tarja jest tu kapłanką. 

Polecam tę płytę wszystkim tym, którzy kochają dobrą, melodyjną muzykę wszelkiej maści. Nightwish sprowadza bowiem to pojęcie do własnego mianownika, a że czyni to po prostu doskonale...
Dar(e)k





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz